Monday, July 28, 2008

I SAW POLAND BETRAYED AN AMERICAN AMBASSADOR

I SAW POLAND BETRAYED AN AMERICAN AMBASSADOR

Warszawa 1946 - zniszczona Polska i Stolica Warszawa

I SAW POLAND BETRAYED AN AMERICAN AMBASSADOR


I SAW POLAND BETRAYED AN AMERICAN AMBASSADOR

(344 p.)—Arthur Bliss Lane—Bobbs-Merrill
I Saw Poland Betrayed

AN AMERICAN AMBASSADOR
REPORTS TO THE AMERICAN PEOPLE

When Arthur Lane stepped into the plane that, in July 1945, was to take him to his post as U.S. Ambassador to Poland, few Americans yet realized that Lane's mission was doomed to the futilities of diplomatic protests. But no Big-Three doubletalk, no top-level deals, not even thick applications of F.D.R.'s charm on Stalin, could alter the inescapable fact: the Russians were in, the U.S. out.

Until the Warsaw government's rigged elections in January 1947, Lane stuck to his post. After that, seeing no hope of Poland's adherence to the Yalta declaration ("free and unfettered elections"), he quit, and returned home to write the saddening story of what he had seen.

Though a career diplomat, Lane has written a blunt and frank report. Where it falls down badly is in the writing. Lane uses that jargon habitual to diplomats, a dialect sometimes confused with English, which makes his occasional revelations seem as blandly dull as his report of an exchange of diplomatic amenities.

Lane found Poland run by a group of highly intelligent and unscrupulous Kremlin agents. Against such hard-bitten commissar types as Hilary Mine and Jakub Berman, who were Poles by birth but acknowledged Moscow as their capital, Lane could only play the gadfly. In Poland, they had the power and he didn't.

Note of Sarcasm. In pages likely to cause uneasiness in Democratic Party headquarters and certain to provoke angry retorts from F.D.R.'s supporters, Lane charges that during Roosevelt's and the early part of Truman's administration, U.S. Government leaders deliberately misled the public about the seriousness of the Polish situation. When Lane told President Roosevelt that strong steps should be taken to maintain Poland's independence, "the President asked rather sharply and with a note of sarcasm, 'Do you want me to go to war with Russia?' "

Roosevelt kept secret the provisions of the Teheran agreement ceding 70,000 square miles of Polish territory to Russia. Why did he? Lane, whose bitterness towards the administrations he represented permeates the book, believes that it was simply because Roosevelt wanted to win the Polish-American vote in 1944. He tells of a State Department official who tried to prevail on Franklin Roosevelt to take a firmer policy with Stalin on Poland, only to be told : " 'You may know a lot about international affairs, but you do not understand American politics.' "

Month of Stalling. The best — and bitterest — chapter in Lane's book, however, is his detailed reconstruction of the tragic 1944 Warsaw uprising against the Nazis, a story full of confusion at the time, but one that in his telling becomes pathetically plain. On July 29, 1944, a Moscow broadcast urged Warsaw to revolt to hasten the entry of Russian troops, then only ten kilometers away. The underground Polish army, led by General Bor, went into action on Aug. 1. The next day it had two-thirds of Warsaw under control. As the Nazis hit back with savage plane attacks, Polish emigré leaders begged the Russians to send planes over Warsaw to drop munitions and food to the rebels. But Russian planes, which for ten days before the revolt had battled the Nazis in the air, remained on the ground.
On Aug. 14, the U.S. asked permission to send planes from England in a shuttle flight to Russia in order to drop aid to Bor's troops. Moscow stalled for a crucial month, finally allowed one flight on Sept. 18. On Oct. 3, the Warsaw insurrection collapsed. The Russians, Lane bitterly concludes, stalled before Warsaw long enough to let the Nazis kill off 250,000 Poles. That made it easier for the Russians to handle the rest.
Arthur Bliss Lane (ur. 16 czerwca 1894, zm. 12 sierpnia 1956) - amerykański dyplomata (1917-1947), ambasador USA w Polsce (1945-1947).

W latach 1917-1919 - sekretarz ambasady USA w Rzymie, 1919 - sekretarz placówki amerykańskiej w Warszawie, kierowanej przez Hugh S. Gibsona, 1920 - w Londynie, gdzie pracował jako sekretarz kolejno pod kierownictwem ambasadorów: J.W. Davisa, a później G.B.Horneya. Z Londynu miał zostać przeniesiony do Buenos Aires, lecz stan zdrowia jego małżonki (Cornelia Thayer Baldwin) spowodował, iż przeniesiono go do Berna w Szwajcarii, gdzie A. Bliss Lane pracował u boku Joshepha C. Grew. Wraz z awansem J.C.Grew na stanowisko Sekretarza Stanu w 1923 roku również A. Bliss Lane pojechał do Waszyngtonu. Zarówno Sumner Welles, z którym Bliss Lane prowadził ożywioną korespondencję, jak i sam Franklin Delano Roosevelt nazywali młodego dyplomatę, jakim był wówczas Bliss Lane, po prostu: „Arthur” . Jego późniejsza droga szybkiego awansu po szczeblach dyplomatycznej kariery obejmowała placówki w Europie oraz w Ameryce Południowej. W roku 1933 A. Bliss Lane został mianowany posłem amerykańskim w Nikaragui, gdzie zaangażował się przeciwko zamiarom obalenia rządu Jounana Sacasa. Trzy lata później, w roku 1936, z tym samym tytułem reprezentował USA w krajach bałtyckich: Litwie, Łotwie i Estonii. Rok później znalazł się już w Jugosławii. W 1941 roku pod jego opiekę przeszła placówka na Kostaryce, zaś w 1942 A. Bliss Lane został mianowany ambasadorem USA w Kolumbii.




Ambasador USA w Polsce
Bliss Lane został mianowany przez Roosevelta ambasadorem USA przy rządzie polskim w Londynie[1] 21 września 1944 r. jednak wobec wkroczenia Armii Czerwonej na teren Polski nigdy w tej roli do Londynu nie pojechał, zgodnie z zaleceniem przełożonych oczekując na dalszy rozwój sytuacji w Waszyngtonie.


Ambasador bez ambasady starał się pozyskać jak najwięcej informacji nie tylko o Polsce, ale i o amerykańskich planach jej dotyczących. Gdy 7 czerwca 1944 roku z amerykańskim prezydentem o sprawach polskich rozmawiał Stanisław Mikołajczyk, 20 listopada swoje 5 minut (dosłownie) otrzymał również Bliss Lane. Tak później wspominał przebieg tej rozmowy: „Powiedziałem, że w mojej opinii bardzo istotnym byłoby wywieranie nacisku na rząd sowiecki, by podtrzymać niezależność Polski i dodałem, że jeśli nie zademonstrujemy naszej siły w chwili, gdy mamy największą armię, marynarkę i siły powietrzne na świecie, a prezydent otrzymał właśnie kolejny mandat od swojego społeczeństwa – nie wiem czy kiedykolwiek będziemy silniejsi. Na co prezydent odpowiedział ostro i z nutą sarkazmu – „Czy chcesz bym poszedł na wojnę z Rosją?” Odpowiedziałem, że nie to miałem na myśli, lecz to, by przyjąć ostrą linię i z niej nie schodzić, wówczas, miałem pewność, osiągnęlibyśmy nasze cele. Zaobserwowałem, że prezydent miał inną wizję wolnej Polski od naszej. Prezydent powiedział, że ma pełne zaufanie do słów Stalina i miał pewność, iż ten się z nich nie wycofa".

13 lutego, a więc tuż po zakończeniu obrad konferencji jałtańskiej, podsekretarz stanu Joseph C.Grew wydał oświadczenie oznajmiające, że Arthur Bliss Lane w dalszym ciągu pozostanie w Waszyngtonie, oczekując na dalszy rozwój sytuacji. 5 kwietnia 1945 Bliss Lane wystosował memorandum do E.Stettiniusa, w którym rekomendował informowanie amerykańskiej opinii publicznej o pogorszeniu się stosunków amerykańsko–sowieckich, zwłaszcza w kwestii polskiej. Po śmierci Roosevelta, jego następca potwierdził nominację Bliss Lane'a na stanowisko ambasadora USA w Polsce. 4 lipca Bliss Lane, który usilnie zabiegał o spotkanie z nowym sekretarzem stanu - Jamesem F. Byrnesem, został przez niego przyjęty. Bliss Lane wyszedł ze spotkania rozczarowany, jako że nie otrzymał sposobności omówienia z własnym przełożonym „jednego z najbardziej drażliwych tematów stojących przed USA", i to w przededniu konferencji poczdamskiej. Jeszcze bardziej upokarzające dla Bliss Lane'a okazało się kolejne spotkanie z J.Byrnesem w Paryżu 6 lipca 1945 roku. Zaczepiony przed hotelem przez ambasadora sekretarz stanu miał mu odpowiedzieć zniecierpliwiony zamykając drzwi od samochodu: „Słuchaj Arthur, te rzeczy po prostu mnie nie interesują. Nie chcę, by zawracano mi nimi głowę”. Do Warszawy amerykański dyplomata przybył jednak dopiero 1 sierpnia 1945 r., po drodze z własnej inicjatywy zatrzymując się na nocleg w Poczdamie, gdzie trwały obrady konferencji Wielkiej Trójki.

Arthur Bliss Lane przebywał w Polsce od 1 sierpnia 1945 do 24 lutego 1947 roku, przez cały ten okres kierując pracami ambasady ulokowanej w pokojach warszawskiego hotelu "Polonia". Szczegółowy opis tego okresu znajduje się w publikowanych wspomnieniach ambasadora, które ukazały się w języku polskim nakładem wyd. Krąg w 1984 r. pt. "Widziałem Polskę zdradzoną". Spośród zagadnień podejmowanych przez ambasadora, które stanowiły także o charakterze relacji dwustronnych amerykańsko-polskich najistotniejszymi były: wybory parlamentarne, które zgodnie z zapisami Jałty i Poczdamu miało cechować "wolne i nieskrępowane" głosowanie, problem udzielenia Tymczasowemu Rządowi Jedności Narodowej kredytów w wysokości 90 milionów dolarów, rekompensata za znacjonalizowane mienie amerykańskie, zwolnienie z więzień osób deklarujących amerykańskie obywatelstwo, a także swoboda relacjonowania wydarzeń w Polsce przez amerykańskich dziennikarzy.

W dniu 19 stycznia 1947 roku, wspólnie z ambasadorem brytyjskim - Victorem Cavendish Bentinckiem - Bliss Lane zorganizował 16 zespołów obserwujących przebieg głosowania na obszarze Polski. W wyniku tej akcji do Waszyngtonu i Londynu trafiły obszerne raporty w oparciu o który bez cienia wątpliwości uznano, iż wybory w Polsce były pogwałceniem postanowień z Jałty i Poczdamu, gdyż cechowały je "przemoc i oszustwo".


Na własną prośbę
Po powrocie do USA (sam poprosił o dymisję) Bliss Lane odszedł ze służby dyplomatycznej i zajął się publicystyką, podejmując głównie zagadnienia dotyczące losu Polski. W latach 1947-1956.

Arthur Bliss Lane był członkiem, a nierzadko honorowym przewodniczącym takich organizacji o charakterze antykomunistycznym jak np.:

Common Cause Inc.,
American Commitee for the Investigation of the Katyn Massacre,
National Commitee for a Free Europe,
Paderewski Testimonial Fund,
J. McGrew National Committee for Free Europe (od 1949 Committee to Stop World Communism),
National Committee of Operation Democracy,
Institute of Fiscal and Political Education,
Tolstoy Foundation (od 1954),
DACOR Diplomatic and Consular Officers Retired.
Brał również udział w pracach Republican National Committee’s Foreign Language Groups. Był jednym ze sponsorów pisma The Polish Review. W archiwum dyplomaty znajduje się duża liczba artykułów prasowych świadczących o jego niemalejącym zainteresowaniu Polską do jego śmierci w 1956 roku.


Bibliografia
Archiwalia
Arthur Bliss Lane Papers, Sterling Memorial Library, Yale University, New Heaven CT.
Wspomnienia
A.Bliss Lane,I Saw Poland Betrayed. An American Ambassador Reports to the American People, New York 1948;
A.Bliss Lane, Widziałem Polskę zdradzoną, Warszawa 1984.
Opracowania
V.Petrov, A Study in Diplomacy. The Story of Arthur Bliss Lane, Chicago 1971;
John A. Sylvester, Arthur Bliss Lane. A Career Diplomat, Universtiy of Wisconsin 1967 ;
John L.Armstrong, More than a Diplomatic Mission; The American Embassy and the Ambassador Arthur Bliss Lane in Polish Politics, July 1945-February 1947, University of Wisconsin-Madison 1990.

ZYDOWSKA WDZIECZNOSC CZYLI "CZARNA NIEWDZIĘCZNOŚĆ"

ZYDOWSKA WDZIECZNOSC CZYLI "CZARNA NIEWDZIĘCZNOŚĆ"

Sendler Irena Mother of the Holocaust Children



ZYDOWSKA WDZIECZNOSC CZYLI "CZARNA NIEWDZIĘCZNOŚĆ"
Napisał St. Trzeciak
Friday, 25 July 2008
XXXI STR 223 Mesjanizm a Kwestia żydowska. ks. dr St. Trzeciak 1933r. Wydawnictwo Molauñ- Niemirowska 1/43 00-921 Wa-wa, Tel.22-659-0435
„Niech ludzkość cała wie i pamięta , żę żydostwo niemieckie, to typ ludzki najwyższej jakości” ....” Temu najwyższej klasy typowi odpłaca się teraz naród niemiecki czarną niewdzięcznością:W ten sposób „ Koło żydowskie „ w sejmie polskim w dniu 15 marca 1933 r. na swoim posiedzeniu występuje w obronie Żydów nimeickich uchwalając protest przeciwko okrucieństwom i męczęniom, na jakie wystawione jest żydostwo w Niemczech.
» Czytaj całość
Protest przeciwko prowadzonym negocjacjom w kwestii restytucji majątków żydowskich
Napisał Administrator
Thursday, 24 July 2008
Warszawa,30.06..2008
Pan Lech Kaczyński Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Pan Donlad Tusk Prezes Rady Ministrów Rzeczypospolitej Polskiej
Szanowny Panie Prezydencie! Szanowny Panie Premierze !
W nawiązaniu do Panów wizyty w Waszyngtonie i w Izraelu oraz ostatnich spotkań na polskiej ziemi z Ronaldem Lauderem pragniemy przekazać Protest przeciwko Waszym obietnicom rozwiązania problemu restytucji mienia pożydowskiego.
» Czytaj całość
Komisja Kongresu USA: niech Polska zwróci mienie
Napisał (bart)
Thursday, 24 July 2008
Komisja Spraw Zagranicznych Izby Reprezentantów Kongresu USA przegłosowała projekt rezolucji Izby, wzywającej Polskę do uchwalenia ustawy zapewniającej zwrot lub rekompensatę właścicielom mienia prywatnego zagrabionego przez Trzecią Rzeszę i rządy komunistyczne.
» Czytaj całość
ODSZKODOWANIA SPROWADZIC NA WLASCIWE TORY
Napisał Jerzy Skoryna
Friday, 25 July 2008
Nasz “Sprzymierzeniec,” z czasów II Wojny Swiatowej USA, wspólnie z Anglja i Rosja sowiecka w Jalcie i Poczdamie podpisalI, „stan prawny”, jaki mial rzadzic w Europie po wojnie. W tych traktatach BEZPRAWNIE Polsce skradziono wschodnie teryrorjum Pañstwa. Wepchnieto sila bagnetów sowieckich, w „zone wplywów sowieckich”, uznajac NIE POLSKA, lecz SOWIECKÁ administracje jako „Rzad Polski” - PRL.
» Czytaj całość
Granie Polską
Napisał Marek Lubinski
Thursday, 24 July 2008
Polska nie posiada rządu, który reprezentowałby i bronił interesów Narodu Polskiego i polskiej racji stanu. Polityka zagraniczna państwa polskiego, (gdyż o polskiej polityce zagranicznej mówić nie można wcale w sytuacji, kiedy kolejne rządy RP podejmują decyzje wbrew polskim interesom), prowadzona jest dla Polski tragicznie. Tak było w przypadku wciagania na siłę i za wszelką cenę naszego Kraju w struktury unijnego kołchozu i tak jest we wszystkich innych kwestiach istotnych dla przyszłości Polski.
» Czytaj całość
Order dla Kiszczaka
Napisał Piotr Jakucki
Monday, 21 July 2008
Skrót do: http://www.medianet.pl/~naszapol/MAIN/biezi.php Po skończonej rozprawie o spowodowania śmierci górników z kopalni "Wujek", zabitych przez ZOMO w grudniu 1981 r. po wprowadzeniu stanu wojennego, gen. Czesław Kiszczak zaproponował dziennikarzom zaproszenie ich na wódkę i zakąskę. Miał prawo być usatysfakcjonowany. Po raz kolejny ten jeden z największych dyktatorów PRL wygrał z kulawym prawem tzw. III RP.
» Czytaj całość

Witold Pilecki escaped from Auschwitz on the Easter Monday 1943, he also survived the Warsaw Uprising an the German POW camp in Germany.

He returned to Poland after the war and started organizing resistance
against the communists.

When he learnt that the Allies would not help to liberate Poland from the Soviets he started demobilizing the military underground organization.

It was then, that the communists arrested him.
Witold Pilecki was born May 13, 1901, in Olonets on the shores of Lake Ladoga in Karelia, Russia, where his family had been forcibly resettled by Tsarist Russian authorities after the suppression of Poland's January Uprising of 1863–1864. His grandfather, Józef Pilecki, had spent seven years in exile in Siberia for his part in the uprising. In 1910, Pilecki moved with his family to Wilno (now Vilnius, Lithuania), where he completed Commercial School and joined the secret ZHP Scouts organization. In 1916, he moved to Orel, Russia, where he founded a local ZHP group.[1]

During World War I, in 1918, Pilecki joined Polish self-defense units in the Wilno area, and, under General Władysław Wejtka, helped collect weapons and disarm retreating, demoralized German troops in what became the prelude to the Vilna offensive. He subsequently took part in the Polish-Soviet War of 1919–1920. Serving under Major Jerzy Dąbrowski, he commanded a ZHP Scout section. When his sector of the front was overrun by the Bolsheviks, his unit for a time conducted partisan warfare behind enemy lines. Pilecki later joined the regular Polish Army and fought in the Polish retreat from Kiev as part of a cavalry unit defending Grodno (in present-day Belarus). On August 5, 1920, he joined the 211th Uhlan Regiment and fought in the crucial Battle of Warsaw and at Rudniki Forest (Puszcza Rudnicka) and took part in the liberation of Wilno. He was twice awarded the Krzyż Walecznych (Cross of Valor) for gallantry.[1]

After the Polish-Soviet War ended in 1921 with the Peace of Riga, Pilecki passed his high-school graduation exams (matura) in Wilno and in 1926, was demobilized with the rank of cavalry ensign. In the interbellum, he worked on his family's farm in the village of Sukurcze.[1] On April 7, 1931, he married Maria Pilecka (1906 – February 6, 2002), née Ostrowska. They had two children, born in Wilno: Andrzej (January 16, 1932) and Zofia (March 14, 1933).


[edit] World War II breaks out
Shortly before the outbreak of World War II, on August 26, 1939, Pilecki was mobilized and joined the 19th Polish Infantry Division of Army Prusy as a cavalry-platoon commander. His unit took part in heavy fighting in the Invasion of Poland against the advancing Germans and was partially destroyed. Pilecki's platoon withdrew southeast toward Lwów (now L'viv, in Ukraine) and the Romanian bridgehead and was incorporated into the recently formed 41st Infantry Division. During the September Campaign, Pilecki and his men destroyed seven German tanks and shot down two aircraft. On September 17, after the Soviet Union invaded eastern Poland pursuant to the Molotov-Ribbentrop Pact, Pilecki's division was disbanded and he returned to Warsaw with his commander, Major Jan Włodarkiewicz.[1]

On November 9, 1939, the two men founded the Secret Polish Army (Tajna Armia Polska, TAP), one of the first underground organizations in Poland. Pilecki became its organizational commander and expanded TAP to cover not only Warsaw but Siedlce, Radom, Lublin and other major cities of central Poland. By 1940, TAP had approximately 8,000 men (more than half of them armed), some 20 machine guns and several anti-tank rifles. Later, the organization was incorporated into the Home Army (Armia Krajowa) and became the core of the Wachlarz unit.[1]


[edit] The Auschwitz campaign: 945 days

Street roundup in northern Warsaw's Żoliborz district, 1941In 1940, Pilecki presented to his superiors a plan to enter Germany's Auschwitz concentration camp at Oświęcim (the Polish name of the locality), gather intelligence on the camp from the inside, and organize inmate resistance. Until then, little had been known about the Germans' running of the camp, and it was thought to be an internment camp or large prison rather than a death camp. His superiors approved the plan and provided him a false identity card in the name of "Tomasz Serafiński." On September 19, 1940, he deliberately went out during a Warsaw street roundup (łapanka), and was caught by the Germans along with some 2,000 innocent civilians (among them, Władysław Bartoszewski). After two days of torture in Wehrmacht barracks, the survivors were sent to Auschwitz. Pilecki was tattooed on his forearm with the number 4859.[1]


Auschwitz concentration camp photos of Pilecki.At Auschwitz, while working in various kommandos and surviving pneumonia, Pilecki organized an underground Union of Military Organizations (Związek Organizacji Wojskowych, ZOW). ZOW's tasks were to improve inmate morale, provide news from outside, distribute extra food and clothing to members, set up intelligence networks, and train detachments to take over the camp in the event of a relief attack by the Home Army, arms airdrops, or an airborne landing by the Polish 1st Independent Parachute Brigade, based in Britain.[1]

By 1941, ZOW had grown substantially. Members included the famous Polish sculptor Xawery Dunikowski and ski champion Bronisław Czech, and worked in the camp's SS administration office (Mrs. Rachwalowa, Capt. Rodziewicz, Mr. Olszowka, Mr. Jakubski, Mr. Miciukiewicz), the storage magazines (Mr. Czardybun) and the Sonderkommando, which burned human corpses (Mr. Szloma Dragon and Mr. Henryk Mendelbaum). The organization had its own underground court and supply lines to the outside. Thanks to civilians living nearby, the organization regularly received medical supplies.[1]

ZOW provided the Polish underground with priceless information on the camp. Many smaller underground organizations at Auschwitz eventually merged with ZOW. In the autumn of 1941, Colonel Jan Karcz was transferred to the newly-created Birkenau death camp, where he proceeded to organize ZOW structures. By spring of 1942, the organization had over 1,000 members, including women and people of other nationalities, at most of the sub-camps. The inmates constructed a radio receiver and hid it in the camp hospital.[1]

From October 1940, ZOW sent reports to Warsaw, and beginning March 1941, Pilecki's reports were being forwarded via the Polish resistance to the British government in London. These reports were a principal source of intelligence on Auschwitz for the Western Allies. Pilecki hoped that either the Allies would drop arms or troops into the camp, or the Home Army would organize an assault on it from outside. By 1943, however, he realized that no such plans existed. Meanwhile the Gestapo redoubled its efforts to ferret out ZOW members, succeeding in killing many of them. Pilecki decided to break out of the camp, with the hope of personally convincing Home Army leaders that a rescue attempt was a valid option. When he was assigned to a night shift at a camp bakery outside the fence, he and two comrades overpowered a guard, cut the phone line and escaped on the night of April 26–April 27, 1943, taking along documents stolen from the Germans. In the event of capture, they were prepared to swallow cyanide. After several days, with the help of local civilians, they contacted Home Army units. Pilecki submitted another detailed report on conditions at Auschwitz.[1]


[edit] Back outside Auschwitz: the Warsaw Uprising.
On August 25, 1943, Pilecki reached Warsaw and joined the Home Army's intelligence department. The Home Army, after losing several operatives in reconnoitering the vicinity of the camp, including the Cichociemny commando Stefan Jasieński, decided that it lacked sufficient strength to capture the camp without Allied help. Pilecki's detailed report (Raport Witolda—"Witold's Report") was sent to London. The British authorities refused the Home Army air support for an operation to help the inmates escape. An air raid was considered too risky, and Home Army reports on Nazi atrocities at Auschwitz were deemed to be gross exaggerations (Pilecki wrote: "During the first 3 years, at Auschwitz there perished 2 million people; in the next 2 years—3 million"). The Home Army in turn decided that it didn't have enough force to storm the camp by itself.[1]

Pilecki was soon promoted to cavalry captain (rotmistrz) and joined a secret anti-communist organization, NIE ("NO or NIEpodleglosc - independence"), formed as a secret organization within the Home Army with the goal of preparing resistance against a possible Soviet occupation.[1]

When the Warsaw Uprising broke out on August 1, 1944, Pilecki volunteered for the Kedyw's Chrobry II group. At first, he fought in the northern city center without revealing his actual rank, as a simple private. Later, he disclosed his true identity and accepted command of the 2nd Company, fighting in the Towarowa and Pańska Streets area. His forces held a fortified area called the "Great Bastion of Warsaw". It was one of the most outlying partisan redoubts and caused considerable difficulties for German supply lines. The bastion held for two weeks in the face of constant attacks by German infantry and armor. On the capitulation of the uprising, Pilecki hid some weapons in a private apartment and went into captivity. He spent the rest of the war in German prisoner-of-war camps at Łambinowice and Murnau.[1]


[edit] Soviet take over of Poland
After July 11, 1945, Pilecki joined the 2nd Polish Corps. He received orders to clandestinely transport a large sum of money to Soviet-occupied Poland, but the operation was called off. In September 1945, he was ordered by General Władysław Anders to return to Poland and gather intelligence to be sent to the Polish Government in Exile.[1]

He went back and proceeded to organize his intelligence network, while also writing a monograph on Auschwitz. In the spring of 1946, however, the Polish Government in Exile decided that the postwar political situation afforded no hope of Poland's liberation and ordered all partisans still in the forests either to return to their normal civilian lives or to escape to the West. Pilecki declined to leave, but proceeded to dismantle the partisan forces in eastern Poland. In April 1947, he began collecting evidence on Soviet atrocities and on the prosecution of Poles (mostly members of the Home Army and the 2nd Polish Corps) and their executions or imprisonment in Soviet gulags.[1]


Photos of Pilecki from Warsaw's Mokotow prison (1947).On May 8, 1947, he was arrested by the Polish security service (Urząd Bezpieczeństwa). Prior to trial, he was repeatedly tortured but revealed no sensitive information and sought to protect other prisoners. On March 3, 1948, a staged trial took place. Testimony against him was presented by a future Polish prime minister, Józef Cyrankiewicz, himself an Auschwitz survivor. Pilecki was accused of illegal crossing of the borders, use of forged documents, not enlisting with the military, carrying illegal arms, espionage for general Władysław Anders (head of the military of the Polish Government in Exile) and preparing an assassination on several officials from the Ministry of Public Security of Poland. Pilecki denied the assassination charges, as well as espionage (although he admitted to passing information to the II Polish Corps of whom he considered himself an officer and thus claimed that he was not breaking any laws); he pleaded guilty to the other charges. On May 15, with three of his comrades, he was sentenced to death. Ten days later, on May 25, 1948, he was executed at Warsaw's Mokotow Prison on ulica Rakowiecka (Rakowiecka Street)

Pilecki's conviction was part of a prosecution of Home Army members and others connected with the Polish Government in Exile in London. In 2003, the prosecutor and several others involved in the trial were charged with complicity in Pilecki's murder. Cyrankiewicz escaped similar proceedings, having died.[1]

After Poland regained its independence, Witold Pilecki and all others sentenced in the staged trial were rehabilitated on October 1, 1990. In 1995, he received posthumously the Order of Polonia Restituta.

His place of burial has never been found. He is thought to have been buried in a rubbish dump near Warsaw's Powązki Cemetery.

Until 1989, information on his exploits and fate was suppressed by the Polish communist regime.[1]


Alex Lech Bajan
CEO
RAQport Inc.
2004 North Monroe Street
Arlington Virginia 22207
Washington DC Area
USA
TEL: 703-528-0114
TEL2: 703-652-0993
FAX: 703-940-8300
sms: 703-485-6619
EMAIL: office@raqport.com
WEB SITE: http://raqport.com


Konta złotówkowe
- PKO BP S.A. II/O Toruń
nr 69 1020 5011 0000 9602 0012 9130
- Bank Pocztowy S.A. O/Toruń
nr 77 1320 1120 2565 1113 2000 0003
z dopiskiem: "Dar na cele kultu religijnego"
Konta walutowe
EUR - PKO BP S.A. II/O Toruń
ul. Grudziądzka 4, 87-100 Toruń
nr 65 1020 5011 0000 9602 0105 7298
Funty GBP - PKO BP S.A. II/O Toruń
ul. Grudziądzka 4, 87-100 Toruń
nr 08 1020 5011 0000 9502 0105 7306
Dolary USD - PKO BP S.A. II/O Toruń
ul. Grudziądzka 4, 87-100 Toruń
nr 13 1020 5011 0000 9302 0105 7314
(Ofiarodawcy spoza Polski przed numerem konta winni dopisać symbol PL, a po numerze: SWIFT - BPKOPLPW)

Konto w USA
RADIO MARYJA, P.O. BOX 39565
CHICAGO, IL 60639-0565

Konto w Kanadzie
St. Stanislaus - St. Casimir's Polish Parishes - Credit Union Limited
40 John St., Oakville, ONT L6K 1G8
Numer konta: 84920

W polu dobra i zła
Nasz Dziennik, 2008-01-26
Refleksje eurosceptyka (cz. III)

The Other Side of the Coin: Large-Scale Jewish Crimes against Poles, February 27, 2007
The Other Side of the Coin: Large-Scale Jewish Crimes against Poles, February 27, 2007
By Jan Peczkis (Chicago IL, USA) - See all my reviews


This Polish-language book has the title: HUSHED-UP CRIMES: JEWS AND POLES IN THE EASTERN BORDERLANDS IN THE YEARS 1939-1941. Much press attention has been devoted to Polish crimes against Jews, such as the massacre at Jedwabne and the so-called Kielce Pogrom. Why no mention of the other side of the coin? Jerzy Robert Nowak believes that it owes to political correctness, in which the sensibilities of Jews are respected owing to their losses in the Holocaust (pp. 65-66). But Nowak points out that there is no such respect for Polish sensibilities despite Poles having experienced their own Holocaust (3 million Poles murdered by the Germans alone), least of all (in Nowak's opinion) from Jews.

Anyone who follows Jan Tomasz Gross (Jan T. Gross) in believing in the insignificance of Jewish-Communist collaboration is in for a rude awakening upon reading this book. According to cited Jewish scholars, Jews frequently constituted 75%-90% of the Soviet-serving administration in Soviet-conquered eastern Poland (p. 246, 223). In fact, no sooner had the Red Army invaded eastern Poland than her Jews began to engage in large-scale, aggressive anti-Polish actions. Jews helped disarm Polish soldiers, and humiliated them by tearing off their insignia (p. 239). Ironic to the scene in Steven Spielberg's SCHINDLER'S LIST, a mob of Jews threw mud and stones at defenseless Polish prisoners (p. 89). Jews helped the Russians round up Poles on many occasions (p. 9, 61) and played an instrumental role in identifying Poles for imprisonment or deportation to horrible deaths in Siberia (p. 112). Jews helped destroy monuments of Polish heroes (p. 148), frequently desecrated Christian churches (p. 161-on), and even produced a mock atheistic parade in which a horse was dressed up in the vestments of a Catholic priest.

Nowak elaborates on the known murders of Poles by Jews in 17 named cities and towns in Soviet-occupied eastern Poland in 1939 alone (pp. 47-on). Jews were also involved in the murder of Poles (and Ukrainians) imprisoned by the Soviets while the latter were beating a hasty retreat ahead of the unexpected German invasion of June 1941 (p. 62-on).

The fact of extensive Jewish-Communist collaboration is attested to by not only anti-Semitic Poles, but also philo-Semitic ones such as Jan Karski (p. 237) and Stanislaw Kot (p. 240). And to show that this is no Polish imagination, Jerzy Robert Nowak discusses (p. 33-on, pp. 82-83, 105, 115, 142, 220, 225) numerous Jewish authors who don't mince words about the large scale of Jewish-Soviet collaboration, including Harvey Sarner, Ben-Cion Pinchuk, Alexander Smolar, Hugon Steinhaus, Dov Levin, Abraham Sterzer, Arnold Zable, Charles Gelman, Alexander Wat, Henryk Reiss, Mark Verstandig, Yitzhak Arad, Pawel Szapiro, and Henryk Erlich. Smolar was especially candid about the murders of Poles by Jews (p. 48).

Recently (2006), Jan Thomas Gross (J. T. Gross) has written FEAR, in which he obsesses about Polish acquisitions of post-Jewish properties. But long before Poles did this, Jews were already expropriating Polish properties under Soviet rule (pp. 132-135). In fact, Jews sometimes knew which Poles were about to be deported to Siberia, and cajoled these Poles into selling them their properties for almost nothing.

Many rationalizations have been offered for the widespread Jewish-Communist collaboration (the Zydokomuna). Nowak examines these and finds them all wanting. (In a sense, it doesn't matter. Regardless of exact motives, whenever Jews choose to become Poland's enemies, they also make a deliberate choice to receive Polish enmity in return, and thereby forfeit the right to complain about such things as Polish anti-Semitism).

The most common rationalization is the one about Jews clinging to Soviets out of fear of extermination by the Nazis. In actuality, Hitler's diatribes were not taken seriously by most Polish Jews in 1939 (p. 210), who saw the Germans as a cultured people (p. 212), and for whom Nazi anti-Semitism was either unimportant (p. 211) or transient. It is a little-known fact that Polish Jews sometimes welcomed the invading Nazis (p. 213-on), and even attempted to cross from the Soviet-occupied zone of Poland to the German-occupied one (p. 210, 212). Finally, the mass shootings and mass gassings of Jews by Germans were not to begin for nearly two more years!

The Jewish collaborators were not, as sometimes claimed, just radicalized youth and the very poor (p. 223). Furthermore, they also included many big-name Jews (p. 166-on).

Nowak also rebuts Krystyna Kersten (pp. 206-208), who would have us believe that Jews showed proportionate anti-Soviet as well as pro-Soviet behavior. In fact, records show that few Jews were arrested for anti-Soviet actions (pp. 224-225) and relatively few Jews were deported to Siberia (and then primarily for trying to cross into the German-occupied zone)(p. 225-226). (In any case, it makes no difference. Jews had turned against other Jews in various other contexts).

Against the view that Jews were merely retaliating against Poles for past anti-Semitism, Nowak points out that Jewish-Soviet collaboration against Poles also took place in several towns where, according to local Jewish opinion, prewar Jewish-Polish relations had been good (pp. 218-219). (One may also ask when the Jews ever retaliated against Russian anti-Semitism, which historically had been much more severe than its Polish counterpart. And, of course, the victims of Jewish-Communist collaboration included Polish children and other Poles who could not possibly have ever wronged any Jews. Those who complain about the collective scope of the Polish reprisal against the Jews of Jedwabne must remember the earlier collective anti-Polish scope of the Jewish-Soviet collaboration).

Nowak believes that Jewish-Soviet collaboration against Poles had been driven by the fact that many eastern Polish Jews were recent descendants of Russian Jews (the Litvaks) who felt no loyalty to Poland (pp. 230-231). Against the view that the Litvaks were never made to feel welcome, Nowak provides contrary examples, including Pilsudski's favorable treatment of them. (In any case, in a non-pluralistic society such as Poland, one expects the minority to conform to the majority, not the other way around. When in Rome, do as the Romans do).

Tuesday, July 8, 2008

Irena Sendler Polish Catholic - safe 2500 jewish lifes during the World War II

Irena Sendler Polish Catholic - safe 2500 jewish lifes during the World War II

In 2001, Uniontown, KS students first met Irena Sendler, a Polish social worker who saved 2500 Jewish children from the Nazis during the holocaust. Few in the world knew about Sendler's work until the Kansas students wrote the play "Life in a Jar". Sendler died on May 12, 2008 at the age of 98.
Irena Sendler (aka Irena Sendlerowa) was a member of Zegota, the clandestine Polish Rescue Organization, who, at great risk, rescued 2,500 Jewish children from the Warsaw Ghetto and placed them with Christian families.

She buried jars containing their real and assumed names in the garden, so that they could be one day learn the names of their biological families after the war.

Several Uniontown, Kansas [USA] students researched the story of Irena Sendler and decided that they would like to find Sendler's grave. To their surprise the students discovered that Sendler was still alive and that was living in a nursing home in Warsaw, confined to a wheelchair. The brutal torture by the Gestapo had taken its toll, but never once did she reveal the names.

And so they started corresponding, with a Polish ornithologist at the university in Kansas City as their translator. The students decided to write a play about Sendlerowa.

The play "Life in a Jar" debuted last February during their history class, followed by performances in rural churches, schools and nursing homes in Kansas and Missouri. Many in the audience were touched by the story, including a Jewish history teacher. He invited the student actors out to a restaurant, and asked them if they had a wish.

Yes -- they wanted to meet Sendlerowa in person. Several days later, he sent a check to the Uniontown school for six and a half thousand dollars he had collected from his Jewish friends, with only two conditions: that they give Sendlerowa a big hug from him, and after they return, to tell him everything that happened in Warsaw.

At a synagogue in the suburbs of Kansas City, on April 25 of this year, the Jewish teacher addressed a gathering of 250 people.

"How many people did Oscar Schindler save? A thousand. Irena Sendlerowa rescued two and a half thousand. Did you see a film about her?" he asked the audience, introducing the play. "Life in a jar" is only ten minutes long, as required for the student history olympics.

There are four roles. Sendlerowa tries to convince a reluctant Jewish mother in the ghetto to trust her with her child. Afterwards, she writes the child's name on a card and places it in a jar, burying it in the garden. The play won the history olympics in Kansas, but did not qualify for the national finals in Washington, DC. However, the four students presented their play in New York, it was filmed for a local channel, and C-Span and NPR showed interest. Their own lives and perspectives were changed by the play.
A real hero - Witold Pilecki - A Volunteer for Auschwitz

Ochotnik do Auschwitz/Volunteer for Auschwitz - W. Pilecki

Witold Pilecki was born in Poland in 1901. When the German Army invaded the country in September, 1939, Pilecki joined the Tajna Armia Polska, the Secret Polish Army.

When Pilecki discovered the existence of Auschwitz, he suggested a plan to his senior officers. Pilecki argued he should get himself arrested and sent to the concentration camp. He would then send out reports of what was happening in the camp. Pilecki would also explore the possibility of organizing a mass break-out.

Pilecki's colonel eventually agreed and after securing a false identity as Tomasz Serafinski, he arranged to be arrested in September, 1940. As expected he was sent to Auschwitz where he became prisoner 4,859. His work consisted of building more huts to hold the increased numbers of prisoners.

Pilecki soon discovered the brutality of the Schutz Staffeinel (SS) guards. When one man managed to escape on 28th October 1940, all the prisoners were forced to stand at attention on the parade-ground from noon till nine in the evening. Anyone who moved was shot and over 200 prisoners died of exposure. Pilecki was able to send reports back to the Tajna Armia Polska explaining how the Germans were treating their prisoners. This information was then sent to the foreign office in London.

In 1942 Pilecki discovered that new windowless concrete huts were being built with nozzles in their ceilings. Soon afterwards he heard that that prisoners were being herded into these huts and that the nozzles were being used to feed cyanide gas into the building. Afterwards the bodies were taken to the building next door where they were cremated.

Pilecki got this information to the Tajna Armia Polska who passed it onto the British foreign office. This information was then passed on to the governments of other Allied countries. However, most people who saw the reports refused to believe them and dismissed the stories as attempts by the Poles to manipulate the military strategy of the Allies.

In the autumn of 1942, Jozef Cyrankiewicz, a member of the Polish Communist Party, was sent to Auschwitz. Pilecki and Cyrankiewicz worked closely together in organizing a mass breakout. By the end of 1942 they had a group of 500 ready to try and overthrow their guards.

Four of the inmates escaped on their own on 29th December, 1942. One of these men, a dentist called Kuczbara, was caught and interrogated by the Gestapo. Kuczbara was one of the leaders of Pilecki's group and so when he heard the news he realized that it would be only a matter of time before the SS realized that he had been organizing these escape attempts.

Pilecki had already arranged his escape route and after feigning typhus, he escaped from the hospital on 24th April, 1943. After hiding in the local forest, Pilecki reached his unit of the Tajna Armia Polska on 2nd May. He returned to normal duties and fought during the Warsaw Uprising in the summer of 1944. Although captured by the German Army he was eventually released by Allied troops in April, 1945.

After the Second World War Pilecki went to live in Poland.The Polish Secret Police had him executed in 1948. It is believed that this was a result of his anti-communist activities

General Stefan Grot-Rowecki
RODZINA I NAJBLIŻSI
Rodzice:
Stefan Augustyn Leon Rowecki (urzędnik Towarzystwa Kredytowego Ziemskiego)
Zofia Michalina z Chrzanowskich

Rodzeństwo:
brat Stanisław /1901-1993/ ()adwokat, doradca prawny Komendy Głównej ZWZ-AK, działacz ZBoWiDu po wojnie)

Rodzice chrzestni:
Piotr Chrzanowski (sztabskapitan carskiej gwardii w Petersburgu)
Kazimiera Chrzanowska

Żony:
1. Sabina Halina z domu Paszkowska (od 1920 r.)
2. Eugenia z domu Borzychowska (primo voto Fedorowicz) (od 1932; od 1940 w separacji)

Potomstwo:
córka Irena, po mężu Mielczarska /1921-2002/

Do góry
DZIECIŃSTWO I LATA MŁODOŚCI

Stefan to imię męskie pochodzenia greckiego (Stefanos). Wywodzi się od słowa oznaczającego "znak zwycięstwa".

Stefan Rowecki przyszedł na świat 25.XII.1885; w dzieciństwie mieszkał z rodzicami i bratem przy ul. Kaliskiej (dziś Słowackiego, nad księgarnią) w Piotrkowie Trybunalskim. Na chrzcie, jako drugie otrzymał imię Paweł. Tradycje niepodległościowe w rodzinie Stefana Roweckiego, zwłaszcza po kądzieli, były chlubne i zawsze żywe. Pradziadek jego - Paweł Chrzanowski - walczył u boku Napoleona w Legii Nadwiślańskiej, a dziadek - Damian Chrzanowski - w powstaniu styczniowym za co był skazany na więzienie i konfiskatę majątku.

Matka pielęgnowała pamięć o bohaterskich przodkach i Stefan niejednokrotnie mógł słuchać o ich walce o niepodległość Polski. Czystej wody patriotyzmem mógł więc przesiąkać od najmłodszych lat. Nie powinno więc dziwić, że do najbardziej ulubionych jego zabaw należały wojny z udziałem drewnianych żołnierzyków oraz brawurowe szarże na koniku na biegunach. Nieco starszy już Stefan uzbrajał swoich kolegów w kije, ćwiczył z nimi musztrę i dowodził w wiekopomnych bitwach przeciwko okolicznym krzakom i drzewom.

Wkrótce, w 1906 r. kres beztroskim zabawom przyniosła szkoła. Stefan Rowecki uczęszczał w Piotrkowie do prywatnego gimnazjum założonego przez inż. Narcyza Jacobsona. Specjalnie sumiennym uczniem nie był; raz nawet udało mu się zostać na drugi rok w tej samej klasie. Jak wspomina nauczyciel Roweckiego, był on zbyt energicznym i spragnionym czynu dzieckiem, aby szkoła ze swą naczelną cechą jaką jest siedzenie mogła mieć nań jakiś wpływ (w związku z tym petardy, pinezki podkładane komuś na krzesło czy tablica posmarowana smalcem były codzienną prozą stefanowego życia szkolnego). Przyszły wódz AK dobrze sobie radził z przedmiotami ścisłymi, wykazywał za to spory antytalent do języków obcych.

Oprócz tego w czasie wolnym często spotykał się ze swoimi kolegami i w ramach samokształcenia zajmowali się historią, geografią i literaturą Polski (trzeba pamiętać, że był to jeszcze czas zaborów). Uwielbiali czytać, zwłaszcza książki o Indianach, dziewiętnastowiecznych powstańcach, konfederatach barskich itp.; oprócz tego lubił Rowecki wieszczów: wielokrotnie więc powracał do trzeciej części "Dziadów", "Reduty Ordona", "Kordiana" czy "Ksiąg Narodu i Pielgrzymstwa Polskiego". Poza tym odbywał z kolegami niekończące się dyskusje na niezmiernie ważne tematy znaczków pocztowych oraz minionych potańcówek - jedne i drugie były w owym czasie istotną częścią ich życia.

Czasy gimnazjalne to dla Stefana Roweckiego również okres pierwszych kroków narodowo-wyzwoleńczych. Na przełomie roku 1907/08 wykonał on śmiały zamach na patrol kozaków rzucając... petardę pod nogi koni. Winowajca został ledwo co wybroniony, ale cała awantura i tak zakończyła się sporą grzywną, którą stroskani rodzice musieli zapłacić. Stefan darzył niesłabnącą pogardą Polaków uczęszczających do rosyjskiego gimnazjum i sprzyjają zaborcy; pomyłkę jaką tym samym popełniają próbował Rowecki wyperswadować im za pomocą solidnych kopniaków, celnie wymierzonych ciosów pięścią, sztachet od płotów, kamieni żenionych z szybami domów "łamistrajków" i podobnie subtelnych metod. Często były to jego indywidualne występy, ale jeszcze częściej walczył ramię w ramię z kolegami z "Petu" (młodzieżowej organizacji niepodległościowej), a potem z "Zarzewia" (organizacji również o charakterze niepodległościowym, ale znacznie bardziej militarnym niż "Pet"). Jako starszy chłopiec - na przełomie 1911/12 r. - wstąpił do Polskich Drużyn Strzeleckim, gdzie przyjął pierwszy z wielu w swoim życiu pseudonim: "Radecki".

Możliwość wyładowania swojej energii oraz ciągot wojskowo-patriotycznych odnalazł Stefan Rowecki w skautingu, który w tym okresie zaczął powoli docierać na polskie ziemie. Na pierwszych kartach historii harcerstwa tuż za nazwiskiem twórcy polskiej wersji skautingu - Andrzeja Małkowskiego (nb. też członka "Zarzewia")- pojawia się w 1911 r. nazwisko Roweckiego, który wiosną tego roku założył zastęp skautowy w rodzinnym Piotrkowie Trybunalskim pierwszy w tym mieście i jeden z pierwszych na ziemiach polskich. Zastęp został zresztą wkrótce zwizytowany przez Andrzeja Małkowskiego i uzyskał pozytywną opinię.

Chłopcy z zastępu kształtowali swoje charaktery, dbali o tężyznę fizyczną, ćwiczyli się w technikach terenoznawstwa, pierwszej pomocy i innych oraz podejmowali rozmaite działania na rzecz mieszkańców miasta. Skauci piotrkowscy pod wodzą Roweckiego zorganizowali też dość spektakularną akcję w 1913 r. Rok ten był świętowany jako 300 rocznica panowania dynastii Romanowych; z tej okazji i w Piotrkowie przygotowano stosowne dekoracje, które miały uświetnić obchody. Przygotowane girlandy, chorągiewki, lampiony itp. złożono przy jednym z rosyjskich urzędów w oczekiwaniu na montaż następnego dnia. Rocznicowe obchody piotrkowskie miały jednak skromniejszy wymiar niż planowano, ponieważ w nocy ktoś oblał ozdoby naftą i podpalił, a na urzędzie gubernialnym czyjaś twórcza ręka napisała "Precz z Romanowymi"... Sprawców zamieszania nigdy nie wykryto. A skauci z zastępu Stefana Roweckiego mieli powód do dumy z udanej akcji dywersyjnej.

Coraz gorsze wyniki w nauce oraz pogłębiająca się krucjata przeciwko łamistrajkom nie mogły Roweckiemu wróżyć dobrze na przyszłość. Tak też się stało: po kolejnej bójce z uczniami rosyjskiego gimnazjum Stefan został zmuszony do opuszczenia szkoły w 1912 r. Ferie zimowe 1912/13 r. (3-25.I.) spędził w galicyjskiej Rabce na odbywającym się tam kursie instruktorskim, z którego powrócił jako podoficer Polskich Drużyn Strzeleckich. 8.II. stanął na czele zorganizowanego przez siebie zastępu szkolnego. Jako instruktor PDS specjalizował się w fortyfikacjach, umocnieniach polowych oraz materiałach wybuchowych.

Jesienią roku 1913 przeprowadził się Stefan Rowecki do Warszawy, gdzie zamieszkał u swojego wuja Damiana Chrzanowskiego przy ul. Smolnej. Przeprowadzka wynikła z podjęcia nauki w Szkole Mechaniczno - Technicznej im. H. Wawelberga i S. Rotwanda, na Wydziale Elektrycznym. Jako ciekawostkę można wspomnieć, że młody Rowecki uczył się rysunku technicznego od Eligiusza Niewiadomskiego - człowieka, który w 1922 r. zdobył wątpliwą sławę jako morderca prezydenta G. Narutowicza.

"Radecki" nie zaprzestał jednak w stolicy swojej działalności skautowej i drużyniackiej: nadal uczestniczył w zbiórkach i kursach (służbowo wchodził teraz w skład Warszawskiej Kompanii Polskich Drużyn Strzeleckich), a w połowie 1914 r. wizytował drużynę w Kielcach (wygłosił tam m.in. gawędę pt. "Dowódca i dowodzony przez niego oddział w wojsku polskim"). Zbyt zaangażowany w przygotowania do walki o niepodległość Polski, a zupełnie nie zaangażowany w przygotowania do dorosłego życia, osiemnastoletni Rowecki rozpoczął wakacje 1914 roku z przykrą świadomością, że będzie musiał zostać na drugi rok w tej samej klasie. Kiedy rodzice dowiedzieli się o tym zabronili mu dalszej działalności w powyższych organizacjach i nie pozwolili jechać na zbliżający się kurs instruktorski PDS.

Działając wbrew woli ojca i matki, Stefan pożyczył pieniądze i przekradając się przez granicę koło miejscowości Szyce k/Ojcowa wyruszył na kurs, który miał odbyć się w Nowym Sączu (komendantem kursu był Michał Żymierski, późniejszy marszałek PRL). Młody, zbuntowany skaut-drużyniak miał wrócić w rodzinne strony już w wolnej ojczyźnie jako oficer Wojska Polskiego.

Do góry
I. WOJNA ŚWIATOWA
Kłopoty Stefana Roweckiego z repetowaniem szkoły okazały się drobiazgiem wobec faktu, że w trakcie trwania kursu wybuchła wojna, którą historia miała potem nazwać Wielką lub pierwszą światową. Tym samym spełniły się modlitwy Polaków o wojnę między zaborcami oraz broń i orły narodowe. Na rozkaz Komendanta Piłsudskiego kursanci, jak i tysiące młodych podobnych sobie ludzi, podążyli by wstąpić do Legionów. Nowosądeccy kursanci zameldowali się do służby w krakowskich Oleandrach 2.VIII.1914. Co prawda Rowecki nie zakwalifikował się do słynnej Kompanii Kadrowej, ale na front ruszył tuż za nią, dzień później bo 7.VIII.1914.

Stefan Rowecki rozpoczął swoją 30-letnią karierę wojskową jako dowódca pierwszej sekcji pierwszego plutonu pierwszej kompanii V. batalionu. Potem został dowódcą tego plutonu przekształconego w pluton zwiadu. Pierwszy raz w boju znalazł się w potyczce pod Ostrowcami 19/20.IX.1914. Kolejne boje były pod Anielinem i Laskami (21-26.X.1914), pod Krzywopłotami (16-19.XI.1914), Marcinkowicami, Łowczówkiem (22-27.XII.1914).W uznaniu zasług, w grudniu 1914 otrzymał Rowecki nominację na stopień podporucznika.

Również od grudnia 1914 r. dowodził pierwszym plutonem pierwszej kompanii 5 pułku piechoty I. Brygady Legionów. W 1915 r. został adiutantem dowódcy I. bataliony 5 pułku piechoty Legionów. W legionowych bojach Rowecki stawał odważnie i walecznie, czego efektem były m.in. trzy rany odniesione w boju - za postawę w czasie walk i odniesione rany został po wojnie odznaczony Krzyżem Walecznych (był uprawniony do noszenia nad KW wstęgi w kolorach Virtuti Militari z trzema białymi gwiazdami - symbolami trzech ran). Pierwszą z nich odniósł w bitwie pod Konarami k/Opatowa (16-25.V.1915). Postrzał wyłączył go z walki na dwa miesiące. Rowecki nie mogąc znieść szpitalnej bezczynności powrócił do pułku. Decyzja okazała się jednak przedwczesna: na jesieni niezaleczona rana dawała mu się tak bardzo we znaki, że odtransportowano go ponownie do szpitala (w Krakowie).

Po powrocie walczył też pod Koszyszczami (29.IX.-21.X.1915). Brał też udział w najkrwawszej bitwie Legionów pod Kostiuchnówką 4-6.VII.1916 - został wtedy ranny po raz drugi (w starciu z rosyjskim patrolem w nocy 6/7.VII). W czasie jego trzeciego pobytu w szpitalu po ranie odniesionej w 1917 r., nastąpił w Legionach tzw. kryzys przysięgowy. Oficerowie zostali internowani w Beniaminowie k/Zegrza. Po opuszczeniu murów szpitala (11.VII.1917.) Rowecki solidarnie dołączył do kolegów, pomimo tego, że uważał podjęte przez nich kroki za niewłaściwe. Zdaniem por. Roweckiego należało nadal brać aktywny udział w budowie wojska polskiego.

Dlatego przy najbliższej okazji, tj. 3.I.1918. wstąpił do zorganizowanej przez Niemców Polskiej Siły Zbrojnej (Polnische Wehrmacht), gdzie został instruktorem w Szkole Podchorążych w Ostrowii Mazowieckiej (komendantem jej był Marian Kukiel - późniejszy wybitny historyk wojskowości). W czasie swojej działalności instruktorskiej został mianowany porucznikiem; było to 1.VIII.1918. W Ostrowii Rowecki najpierw zajmował się wydawaniem skryptów (trzy były jego autorstwa) i materiałów dydaktycznych, a potem - 22.VIII.1918. - objął dowodzenie kompanią szkolną oraz prowadził wykłady z zakresu fortyfikacji. Oprócz tego sporo publikował na łamach "Wiadomości Polskich", "Wiarusa" i "Żołnierza Polskiego".

Do góry
WOJNA POLSKO-BOLSZEWICKA

Pod koniec 1918 r. stojąc na czele kilkuosobowego oddziału wziął w rejonie Sadowa do niewoli niemiecką kompanię (uhonorowany za to został Krzyżem Walecznych po raz drugi). Przebieg akcji był dość niezwykły: otóż Rowecki jeździł w nocy po lesie i wykrzykiwał głośno komendy do nieistniejących batalionów; kiedy w Niemcy poddali się w obliczu przytłaczającej przewagi liczebnej wroga, okazało się że skapitulowali przed kilkoma żołnierzami pod przebiegłym dowództwem por. Stefana Roweckiego.

Od końca roku 1918 do wiosny 1919 r. pełnił funkcję wykładowcy na kursie fortyfikacyjno-saperskim w Modlinie. Między IV.1919. a VI.1919. walczył na froncie wschodnim w 34. pułku piechoty. Od 16.VI.1919. do 9.XII.1919. studiował w Szkole Wojennej Sztabu Generalnego na I kursie, kończąc go z 8. lokatą (398,3 pkt. przy średniej kursu 360 pkt.) i awansując do stopnia kapitana Sztabu Generalnego. W czasie kursu odbył staż w Centralnej Szkole Podoficerskiej Kawalerii w Przemyślu. Po zakończeniu szkolenia i odebraniu dyplomu otrzymał nominację na szefa sekcji wyszkolenia i doświadczenia wojennego w Oddziale I. (organizacyjnym) Naczelnego Dowództwa.

Od 11.V.1920. przebywał w 1. Dywizji Piechoty Legionów. Tu m.in. miał za zadanie uporządkować rozbitą brygadę rezerwową oraz (od 25.VII.) dowodzić załogą Kowla. W tym okresie wsławił się także śmiałym i zręcznym wyjściem z rosyjskiego okrążenia w rejonie Łucka (potem został za to uhonorowany Krzyżem Walecznym po raz trzeci). VI.1920-IX.1920. to okres, kiedy Rowecki był szefem Oddziału II. (wywiadowczego) Dowództwa Frontu Południowo-Wschodniego, a potem Grupy Uderzeniowej gen. Edwarda Rydza-Śmigłego (na której to funkcji przebywał m.in. w czasie bitwy warszawskiej). W tym czasie otrzymał nominację na stopień majora, ze starszeństwem od dn. 1.IV.1920.

Od IX.1920. do XI.1920. pełnił funkcję szefa Oddziału III. (operacyjny) Dowództwa 4. Armii, a od XI.1920.-II.1921. szefa Oddziału II (wywiad). W tym też okresie spotkał się po raz pierwszy z pchor. Eugeniuszem Świerczewskim, który miał stać się w przyszłości współsprawcą zguby generała Grota-Roweckiego. Na razie jednak dowodził pociągiem propagandowym, a ze swoich obowiązków wywiązywał się tak sumiennie, że kpt. Rowecki napisał nawet wniosek o awansowanie pchor. E. Świerczewskiego do stopnia porucznika.

Pomiędzy kolejnymi bojami na froncie wschodnim, w roku 1920 kpt. Stefan Rowecki ożenił się z Haliną Sabiną z Paszkowskich, poznaną dwa lata wcześniej. Owocem ich małżeństwa była córka Irena - jedyne dziecko Stefana Roweckiego, która urodziła się w 1921 r.

Do góry
MIĘDZYWOJNIE
Kolejną funkcją jaką objął Rowecki było stanowisko szefa sekcji planów oraz zastępcy szefa Oddziału III. (operacyjnego) Naczelnego Dowództwa, które piastował od II.1921. do XI.1921.Następnie uczestniczył w kursie doszkolenia Wyższej Szkoły Wojennej w dniach 1.XI.1921.-1.X.1922. Po ukończeniu szkolenia - z 10. lokatą - kontynuował swoją działalność w Oddziale III-a Biura Ścisłej Rady Wojennej jako szef sekcji planów i sekcji ogólnej. Działał tutaj do 1930 r. Wszedł także w skład komisji, której zadaniem było ustalenie polskiej doktryny wojennej (eufemistycznie zwanej "doktryną operacyjną").

W roku 1922 jego waleczna postawa z okresu walki w 5. pułku piechoty Legionów doczekała się uhonorowania Krzyżem Kawalerskim Orderu Virtuti Militari (V. klasy); w tym samym roku (a konkretnie 10.I.) został odznaczony Krzyżem Walecznym czterokrotnie. Na przełomie 1922 i 1923 r. odbywał kilkumiesięczny staż w jednostce liniowej, którą był 41. pułk piechoty w Suwałkach.

Angażował się także w działalność naukowo-badawczą: od 1923 do IX.1926. kierował Wydziałem Naukowo-Wydawniczym Wojskowego Instytutu Naukowo-Wydawniczego. Pełnił równocześnie funkcję zastępcy szefa Instytutu płk. prof. Wacława Tokarza. To z inicjatywy Roweckiego i pod jego kierownictwem jako redaktora naczelnego, w 1924 r. zaczął ukazywać się "Przegląd Wojskowy" popularyzujący m.in. myśl wojskową armii obcych. Rowecki zasiadał również w komitetach redakcyjnych "Bellony", "Sapera i Inżyniera Wojskowego" a także "Przeglądu Kawaleryjskiego". Angażował się także w działalność Towarzystwa Wiedzy Obronnej, gdzie często występował z wykładami. Z zainteresowaniem śledził obcą myśl wojskową, często tłumaczył prace rosyjskie, niemiecki czy francuskie.

O zamachu majowym ppłk Rowecki nie wiedział wcześniej, a w czasie wydarzeń zachował neutralność. Jednak jakiś czas później, na przyjęciu wydanym w czerwcu 1926 na cześć prezydenta Mościckiego, wyznał Marszałkowi Piłsudskiemu, że gdyby w maju 1926 r. dowodził jednostką liniową to podążyłby z odsieczą prezydentowi. O osobowości Roweckiego niech świadczy fakt, że wyznanie to w żaden negatywny sposób nie zaważyło na jego późniejszej karierze wojskowej. Wręcz przeciwnie: 1.IX.1926. nominowany został na pierwszego oficera sztabu Inspektoratu Armii gen. dyw. Józefa Rybaka. Również w 1926 r. został mianowany podpułkownikiem dyplomowanym ze starszeństwem od 15.III.1924.

Także od pamiętnego roku 1926 rodzina Roweckich mogła zamieszkać w swoim własnym mieszkaniu w Warszawie, przy ul. Śmiałej 16. Stefan sprowadził również z Piotrkowa swoich rodziców, którzy zamieszkali z synem, synową i wnuczką. Ojciec Stefana był już ciężko chory i wymagał stałej opieki.

Warto przy okazji powiedzieć słów kilka o życiu pozasłużbowym ppłk. S. Roweckiego. Z radością poświęcał czas rodzinie - zwłaszcza córce Irenie. Lubił aktywnie odpoczywać: myślistwo (nie zrealizowanym marzeniem Roweckiego była wyprawa na afrykańskie safari lub w tajgi północnej Kanady), jazda na nartach (oczywiście w Zakopanem), pływanie, jeździectwo (czym w czasie służby w Lesznie zaskarbił sobie bezgraniczne uznanie sąsiedniego 17. pułku ułanów) były ulubionymi dyscyplinami sportu Roweckiego. Nie stronił też od lektury: uwielbiał książki historyczne i wojskowe. Bardzo lubił twórczość Wojciecha Kossaka i miał w domu kilka jego obrazów. Chętnie też poświęcał się dwóm mało bojowym pasjom: zbieraniu znaczków (kolekcjonowanym pieczołowicie jeszcze w dzieciństwie) oraz gromadzeniu motyli. Był stałym bywalcem popularnego warszawskiego lokalu "Adria". Bywał tam również w czasie swych rzadkich wizyt w Warszawie w czasie późniejszej służby w Lesznie, Czortkowie, czy w Kielcach.

14.I.1930. został Rowecki dowódcą 55. pułku piechoty w Lesznie Wielkopolskim, co poczytywał sobie za duże wyróżnienie. W tym samym roku odbył wraz z rodziną wycieczkę do Paryża. W czasie służby w Lesznie został mianowany pułkownikiem dyplomowanym - stało się to 1.I.1932. W roku 1932 Rowecki ożenił się - po raz drugi w swoim życiu. Tym razem jego wybranką stała się Eugenia z Fedorowiczów (primo voto Borzychowska). Podwładni z okresu służby w 55. pułku zgodnie twierdzą, że był bardzo wymagający ale sprawiedliwy, a każde działanie pod jego dowództwem miało swój konkretny, przemyślany cel. Płk Rowecki nie znosił przysłowiowego malowania trawy na zielono. Dbał też o kadrę oficerską i podoficerską interesując się życiem swoich podwładnych. Nierzadko przymykał oko na wygłupy młodych podoficerów lub kursantów z pułkowej szkoły podchorążych.

Rowecki darzył dużym szacunkiem tradycje bojowe pułku i dlatego pod jego kierunkiem zorganizowana została sala pamięci 55. pułku piechoty, a każdy z nowoprzybyłych był zaznajamiany z chlubną historią pułku. W jednostce z inicjatywy pułkownika zorganizowano także zasobną bibliotekę. Stefan Rowecki roztaczał też troskliwą opiekę nad chłopcami z militarnych kursów Przysposobienia Wojskowego i Wychowania Fizycznego. Po podniesieniu poziomu wyszkolenia 55. pułku na szczebel najlepszej jednostki 14 Dywizji Piechoty zakończył służbę 25.XI.1935.

Dwa miesiące później, na początku 1936 r., przejął dowództwo Brygady Korpusu Ochrony Pogranicza "Podole" z siedzibą w Czortkowie; efektem działań Roweckiego było podniesieni Brygady do poziomu elity KOPu. Podobnie jak w Lesznie dbał o warunki bytowe oficerów i żołnierzy (np. polecił zatrudnić cywilnych kucharzy, zorganizował kursy kulinarne dla żołnierz przebywających na strażnicach, zadbał o to by na strażnicach cały czas była gorąca kawa oraz by KOPistom powracającym z patroli miał kto suszyć mundury etc.), metody dowodzenia w jednostce, poziom wyszkolenia, rozwój zawodowy dowódców.

W czasie, gdy dowodził Brygadą, 28.IX.1936 wraz z grupą innych oficerów został płk Rowecki odznaczony Krzyżem Oficerskim francuskiej Legii Honorowej. Służąc na Kresach często bywał we Lwowie; tam poznał gen. Michała Karaszewicza-Tokarzewskiego, z którym los miał go jeszcze zetknąć, ale w zgoła odmiennych okolicznościach. W tym samym 1936 roku zmarła matka Stefana Roweckiego - spoczęła na warszawskich Powązkach. Rok ten również zakończył się mało pomyślnie dla pułkownika - w czasie polowania postrzelił on przypadkowo chłopca z nagonki. Choć zrobiło się spore zamieszane wokół całej sprawy, wkrótce problem został załatwiony pomiędzy zainteresowany, a płk dypl. Rowecki musiał ostatecznie zapłacić tylko odszkodowanie postrzelonemu. Ostatecznie jednak, po 2 latach, z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku funkcję dowódcy brygady przekazał Stefan Rowecki w dniu 15.III.1938.

Państwo Roweccy wkrótce zamieszkali w kamienicy niedaleko dworca w Kielcach. Kolejna przeprowadzka miała miejsce dlatego, że 21.IV.1938. ojciec rodziny objął funkcję dowódcy piechoty dywizyjnej, a co za tym idzie stanowisku zastępcy dowódcy 2. Dywizji Piechoty Legionów w Kielcach. W IV.1939. wziął udział w kursie dowódców artylerii w Toruniu. Po zakończeniu kursu powierzono Roweckiemu misję formowania Warszawskiej Brygady Pancerno - Motorowej; było to 10.VI.1939.

Nominacja ta była pewną niespodzianką dla Roweckiego: przewidywał on bowiem, że naturalnym tokiem awansu obejmie dowództwo którejś z dywizji piechoty. Stało się jednak inaczej, a powodów takiej decyzji Naczelnego dowództwa można się tylko domyślać; można jednak przypuszczać, że wybitne i wszechstronne uzdolnienia (zwłaszcza dowódcze i organizacyjne) Roweckiego nie pozostały bez wpływu na nią. Wszak dopiero wtedy rodziła się polska broń pancerna i jej akuszerami mogli być tylko wybitni i utalentowani oficerowie pokroju płk dypl. S. Maczka lub płk dypl. S. Roweckiego.

Prace organizacyjne przebiegały w WBPanc-Mot powoli i opornie, acz metodycznie. Co prawda braków w wyszkoleniu i zgraniu pododdziałów, oddziałów i całości brygady nie można było nadrobić w żaden sposób, ale dzięki olbrzymiemu zaangażowaniu dowódcy brygady i jego sztabu, pod koniec sierpnia coraz bardziej krzepła w swojej pancerno-motorowej masie Warszawska Brygada.

Do góry
KAMPANIA WRZEŚNIOWA

Kiedy 1.IX.1939 na Polskę spadły pierwsze bomby oddziały brygady kończyły koncentrację w rejonie Solca. Tu pozostawała ona w dyspozycji Naczelnego Dowództwa kończąc kompletowanie etatów sprzętowych i personalnych. Wobec sukcesów Wehrmachtu w rejonie Częstochowy ND poleciło 3.IX. płk dypl. S. Roweckiemu wraz z brygadą dozorować przeprawy na Wiśle na odcinku Sandomierz - Góra Kalwaria.

3/4.IX. Warszawska Brygada Pancerno - Motorowa rozpoczęła nocny marsz w wyznaczony rejon. Przedsiębiorczy pułkownik odwiedził Dęblin, gdzie pomimo zniszczenia infrastruktury lotniska udało mu się odnaleźć jeden sprawny samolot oraz pilota gotowego do służby. Przez kolejne dni pilot ten wykonał kilka lotów rozpoznawczych przed frontem brygady pozwalając dowódcy na precyzyjną orientację w pasie działania.

Na początku swojego dozorowania brygada stoczyła zwycięską potyczkę z elementami niemieckiej 29. Dywizji Piechoty Zmotoryzowanej.

12.IX. Wisłę w rejonie Księżomierza próbowała forsować niemiecka 4. Dywizja Piechoty. WBPanc-Mot wyprowadziła śmiałe przeciwuderzenie zakończone sukcesem i odrzuceniem Niemców z powrotem za rzekę. Wkrótce jednak gen. T. Piskor polecił brygadzie wycofać się w kierunku Kraśnika, a następnie na Frampol.

14.IX. brygada w ciężkich bojach broniła przepraw przez Wisłę pod Annopolem.

Wkrótce pierścień okrążenia zaczął się coraz bardziej zaciskać na polskich siłach gen. Piskora zgrupowanych w rejonie Tomaszowa. W tej sytuacji generał opracował plan, w myśl którego WBPanc-Mot brawurowym atakiem na Tomaszów i pobiciem elementów niemieckiej 4. dywizji Pancernej miała otworzyć pozostałym jednostkom polskim (21. DPGór, 22. DPGór, 23. DP, 55. DP., Krakowska BK) drogę na Lwów.

Pierwsze natarcie na Tomaszów Lubelski wyszło 18.IX. między godz. 5:00 i 7:30 w rejonie Tarnawatki; brygada posuwała się po dwóch osiach. Jednak w obliczu umocnionego i przygotowanego do obrony niemieckiego XXII. Korpusu Pancernego śmiały atak WBPanc-Mot załamał się. Drugi atak wykonano w nocy 18/19.IX. - był to pierwszy w historii broni pancernej ataki czołgów nocą. Choć początkowo obiecujące i to natarcie zakończyło się niepowodzeniem. Trzeci atak na Tomaszów odbył się już bez udziału przetrzebionej brygady. I on nie przyniósł sukcesu.

W obliczu beznadziejności sytuacji gen. T. Piskor na zwołanej dla oficerów odprawie ogłosił, że zamierza poddać dowodzone przez siebie zgrupowanie. Płk Rowecki nie miał najmniejszego zamiaru iść do niewoli: wiedział, że choć kampania wrześniowa jest przegrana to do zakończenia wojny jeszcze daleko. Miał zamiar przedostać się na Zachód i tam walczyć z Niemcami. W tej sytuacji polecił żołnierzom swojej brygady zniszczyć sprzęt i pojedynczo lub małymi grupami przedzierać się z okrążenia. Tak przestała istnieć Warszawska Brygada Pancerno - Motorowa, która choć była najmłodszą wielką jednostką Wojska Polskiego i nie mogła być nawet porównana ze swoją starszą, siostrzaną brygadą o numerze "10" i nigdy nie ukończyła formowania, to jednak przez trzy tygodnie z powodzeniem biła Niemców. 20.IX.1939 żołnierze i oficerowie podjęli - w większości udane - próby ucieczki z kotła pod Tomaszowem.

Płk dypl Stefan Rowecki wraz z kilkoma oficerami podążył ku Warszawie. Początkowo poruszali się jednym ze sztabowych samochodów, wkrótce jednak w rejonie Tarnawatki zakupili wóz z parą koni oraz cywilne ubrania (Stefan Rowecki występował teraz w tabaczkowego koloru, przykrótkawym, głupio wyglądającym ubraniu sportowym). Po przeistoczeniu się w cywili grupa jadąc bocznymi drogami, podążyła ku Olszynom k/Warszawy, gdzie mieszkała rodzina Królikowskich - krewnych Stefana Roweckiego. W drodze byli zatrzymywani przez wojska niemieckie, ale aresztowani zostali tylko dwaj towarzysze, dla których brakło ubrań cywilnych i chodzili w mundurach szeregowych; Rowecki i reszta grupy podawała się za powracających uciekinierów z Warszawy i dlatego zostali przepuszczenie przez patrol niemiecki.

W Olszynach stanęli ok. 30.IX. i z pomocą krewnych uzyskali w pobliskim Urzędzie Gminy dokumenty na fałszywe nazwiska. Tym sposobem Stefan Rowecki został Pawłem Nowakiem (innymi nazwiskami jakich później używał w okresie konspiracji były: Jan Sokołowski, Józef Sokołowski, Józef Okołowski, Jerzy Malinowski i wiele innych). Wyposażeni w fałszywe dokumenty ruszyli do Warszawy.

Do góry
W KONSPIRACJI

Stefan Rowecki vel. Paweł Nowak przewidywał zdobycie środków materialnych, które mogłyby zabezpieczyć byt córce oraz żonie, a następnie przedostanie się na Zachód, aby wstąpić do Polskich Sił Zbrojnych. W połowie października (jak pisze sam "Torwid" - około 15.X.) skontaktował się on z gen. bryg. Michałem Karaszewiczem-Tokarzewskim ps. "Torwid" z prośbą, by ten ułatwił mu przedostanie się na Zachód. Generał natomiast usiłował przekonać obywatela "Nowaka" aby włączył się w działalność Służby Zwycięstwu Polski. Rowecki nie zgodził się tłumacząc, że praca konspiracyjna to działalność z pogranicza polityki, a on jest oficerem liniowym.

Ostatecznie, po przedstawieniu przez "Torwida" swoich upoważnień oraz zadeklarowaniu przez niego, że weźmie na siebie całą społeczno-polityczną stronę konspiracji zgodził się Rowecki zostać szefem sztabu SZP, biorąc na siebie wyłącznie zadania wojskowe. Tak oto wkroczył na konspiracyjną ścieżkę wojenną człowiek, który później używał takich pseudonimów jak "Jan", "Grabica", "Tur" (tych trzech używał w stosunkach wewnętrznych ZWZ-AK), "Inżynier", "Rakoń" (tak był tytułowany przez gen. br. W. Sikorskiego), "Kalina" (tak sygnował depesze do Londynu), "Dulęba" i oczywiście "Grot" (tym pseudonimem podpisywał dokumenty publikowane na zewnątrz). Gdzieś na początku swojej służby w SZP, płk dypl. Rowecki wyrył na framudze jednego z konspiracyjnych lokal (przy ul. Piusa XI.) przewidywaną datę zakończenia wojny: "1944".

Z chwilą przejścia do działalności konspiracyjnej, płk dypl. Rowecki - postać znana w stolicy - musiał zmienić nieco wygląd. Dbał więc o to by stale mieć krótkie włosy, zapuścił wąsy i zaczął używać okularów. Po mieście poruszał się podpierając na lasce, stwarzając tym pozory starszego człowieka. Na marginesie warto dodać, że laska była w środku wydrążona i "Grot" często nosił w niej tajne dokumenty.

Na mocy "Instrukcji dla Obywatela Rakonia" podpisanej 4.XII.1939. w Paryżu przez gen. Kazimierza Sosnkowskiego, Stefan Rowecki został mianowany dowódcą Obszaru nr 1 (warszawskie, lubelski, łódzkie, część białostockiego) powołanego na miejsce SZP Związku Walki Zbrojnej; otrzymał także szerokie uprawnienia w zakresie mianowania komendantów Obszarów nr 4 (Kraków), nr 5 (Poznań), nr 6 (Toruń). 16.I.1940. mianowano Roweckiego komendantem ZWZ na terenie okupacji niemieckiej.

Pod koniec roku 1939 i w pierwszej połowie 1940, ZWZ nawiązał kontakt z oddziałem mjr. Henryka Dobrzańskiego "Hubala". Choć wstępnie "Hubal" podporządkował się zwierzchnictwu Roweckiego, to finalnie drogi ZWZ i Oddziału Wydzielonego Wojska Polskiego rozeszły się. Metody walki hubalczyków oraz koncepcja działania ZWZ zupełnie do siebie nie przystawały - zaowocowało to wieloma nieporozumieniami, by nie rzec wzajemną niechęcią. "Hubal" był doceniany przez Roweckiego jako świetny zagończyk, ale irytowała Komendanta Głównego jego niefrasobliwość w działaniu.

Rozkazem z dn. 8.II.1940. Naczelny Wódz podporządkowywał wszystkie istniejące na terenie kraju organizacje wojskowe Roweckiemu, który od tej chwili występował już jako Komendant Główny Związku Walki Zbrojnej. Choć stwierdzenie o podporządkowaniu było tylko stwierdzeniem formalnym to jasno określało pozycję "Grota" oraz wytyczało ważny kierunek w jego działaniach: tzw. akcję scaleniową. Akcja scaleniowa osobiście nadzorowana przez Roweckiego zakończyła się wielkim sukcesem - pod sztandarami ZWZ-AK stanęły prawie wszystkie ważniejsze polskie organizacje konspiracyjne (piszę o "polskich" organizacjach, a zatem słowa te nie dotyczą sowieckich koni trojańskich o skrótach AL czy GL).

Objęcie przez "Obywatela Rakonia" funkcji głównodowodzącego spowodowało, że nie mógł już unikać działania na polu społeczno-politycznym. Jeśli chodzi o sympatie polityczne samego Stefana Roweckiego to należałoby je określić jako centrolewicowe, z punktem ciężkości przesuniętym na lewą stronę; trzeba jednak pamiętać, że "Grot" jednak nie krył swojego zdecydowanie i jednoznacznie negatywnego stosunku do komunizmu. Niezależnie od prywatnych poglądów politycznych, potrafił "Grot" po partnersku współpracować z przedstawicielami wszystkich opcji ideologicznych. Różnymi środkami Stefan Rowecki nie tylko umiał wciągnąć polityków do wspólnego tworzenia Polskiego Państwa Podziemnego, ale także umiejętnie i bezkompromisowo opierał się wszelkim rozgrywkom zakulisowym, których celem było osłabienie jego pozycji jako dowódcy. Dużym szacunkiem jako Naczelnego Wodza darzył Władysława Sikorskiego.

W czasie swojej służby przyczynił się do powołania Politycznego Komitetu Porozumiewawczego, wiosną 1940 r. utworzył Związek Odwetu (przekształcony w XI.1942. w "Kedyw" - Kierownictwo Dywersji), współtworzył zasady i metody działania propagandy, kierował organizacją łączności i wywiadu oraz partycypował w przygotowywaniu planów operacyjnych powstania powszechnego. Dotychczasowa postawa żołnierska Roweckiego została uhonorowana 26.V.1940 - został wtedy awansowany do stopnia generała brygady. Tydzień później: dnia 30.VI.1940. Rowecki został ostatecznie mianowany Komendantem Głównym Związku Walki Zbrojnej - odtąd jego przełożonym był bezpośrednio Naczelny Wódz.

Przewidujący dowódca już pod koniec roku 1940 powołał do działania Wojskowy Korpus Służby Bezpieczeństwa dla Ziem Nowych (czyli Odzyskanych) - jak widać Rowecki wybiegał myślami i planami daleko w przód.

Od roku 1940 pozostawał w separacji z żoną Eugenią.

W pierwszych dniach listopada roku 1941 komendant ZWZ odbył potajemne spotkanie z marszałkiem Edwardem Rydzem-Śmigłym. Przebieg rozmowy i poruszane tematy pozostają do dziś tajemnicą.

Kilka miesięcy później: 14.II.1942. po przemianowaniu ZWZ na Armię Krajową "Grot" został powołany na funkcję Dowódcy Armii Krajowej lub inaczej: Komendanta Sił Zbrojnych w Kraju. Na jesieni 1942 r. objął dowodzenie Kierownictwem Walki Konspiracyjnej, podejmując jednocześnie decyzję o zintensyfikowaniu walki zbrojnej i dywersyjnej. Pod koniec roku 1942 r. gen. "Grotowi" zaczęły doskwierać dolegliwości wątroby. W uznaniu zasług na polu walki konspiracyjnej, gen. br. W. Sikorski odznaczył "Grota" Krzyżem Walecznych po raz pierwszy, drugi, trzeci i czwarty; miało to miejsce 1.V.1943. Tym samym "Grot" dwa razy odznaczony czterokrotnie KW stał się jedynym oficerem w historii posiadającym to odznaczenie w liczbie osiem.

Sporą niechęcią darzył dowódca AK wszelkie koncepcje ochrony swojej osoby przy pomocy żołnierzy AK. Jedynym do zaakceptowania przez niego modelem ochrony był osobisty adiutant generała: Ryszard Jamontt-Krzywicki ps. "Szymon". Do "Szymona" miał bezgraniczne zaufanie. W czasie spotkań w lokalach konspiracyjnych "Szymon" stanowił ubezpieczenie wewnątrz lokalu, a dodatkowo całość ochraniało na zewnątrz jeszcze, najczęściej dwóch żołnierzy AK: Jan Milewski oraz Jerzy Nowakowski ps. "Jureczek". Specyficznym znakiem firmowym "Szymona" był adapter - bardzo często nosił go z sobą, ale nie dlatego, że był szczególnie zapalonym miłośnikiem muzyki. Rzecz w tym, że adapter krył w swoich wnętrznościach 9 mm pistolety Vis wraz z amunicją.

Lokale w których Rowecki spotykał się z rozmaitymi ludźmi zawsze były starannie dobierane, a następnie kontrolowane przez ludzi z ochrony Komendy Głównej ZWZ-AK, zwłaszcza pod kątem możliwości ucieczki. Niejednokrotnie bowiem "Grot" musiał wycofywać się z zagrożonego lokalu; co charakterystyczne zawsze przodem puszczał wszystkich zgromadzonych i - niczym kapitan tonącego okrętu - z zagrożonego lokalu wychodził jako ostatni.

Jeśli chodzi o inne osiągnięcia na polu swojej działalności, gen. "Grot" mógł się poszczycić zorganizowaniem dwóch kluczowych systemów w Polskim Państwie Podziemnym, tj. dowodzenia i łączności (kurierzy, radio, zrzuty, mosty lotnicze itp.). Pozwalało to na sprawne funkcjonowanie konspiracyjnego organizmu państwowego. Stefan Rowecki dbał też o systematyczny rozwój oczu i uszu Armii Krajowej czyli wywiadu. Wiarygodność oraz wartość merytoryczna raportów szpiegowskich Armii Krajowej nie miała sobie równych wśród aliantów. Siatka wywiadowcza ZWZ-AK rozciągała się nawet na Rzeszę, nie wyłączając serca Niemiec - Berlina.

Ważną sferą działalności AK było też uruchomienia organizacji "Wachlarza", który to sukces również należy zapisać na konto legendarnego "Grota". "Wachlarz" zajmował się szeroko pojętą dywersją i sabotażem (ze szczególnym uwzględnieniem szlaków komunikacyjnych i dróg zaopatrzenia Wehrmachtu) na obszarach na Wschód od Warszawy.

Rowecki patronował też organizowaniu Samoobrony przed Ukraińską Powstańczą Armią na Kresach Wschodnich.

Świadom ponadto roli propagandy wojennej położył też podwaliny pod nowoczesną wojnę psychologiczną, animując tzw. Akcję "N". Koncepcja polegała zasadniczo na redagowaniu ulotek, czasopism i broszur w języku niemieckim w celu obniżania morale żołnierzy i społeczeństwa niemieckiego. Ważną cechą tej literatury propagandowej było stylizowanie jej na wydawnictwa niemieckiej opozycji, co stanowiło o podniesieniu wiarygodności tekstów. W ich opracowaniu uczestniczyli najlepsi polscy germaniści i znawcy kultury niemieckiej. Akcja "N" była objęta tak ścisłą tajemnicą, że często berlińska placówka wywiadu AK przysyłała ulotki "N" raportując o rodzącej się w łonie Wehrmachtu opozycji!

Do góry
ARESZTOWANIE
Legendarny "Grot" będący na ustach całego udręczonego okupacją kraju musiał szybko zwrócić na siebie uwagę Gestapo. Na przełomie roku 1942/43 z Londynu zaczęły docierać do KG AK coraz poważniejsze ostrzeżenia: Gestapo było coraz bliżej złapania "Grota" (m.in. agenci w całej Warszawie posiadali przedwojenne zdjęcia Roweckiego i na ich podstawie próbowali wpaść na trop dowódcy AK). Naczelne Dowództwo próbowało nawet namówić "Grota" do ewakuacji na Zachód. Nietrudno się domyślić, że Rowecki odrzucił ofertę. W okolicznościach nie do końca dziś wyjaśnionych, dnia 30.VI.1943. został aresztowany przez Gestapo w lokalu przy ul. Spiskiej 14/10 w Warszawie. Wszystko jednak zdaje się wskazywać, że bieg wydarzeń przedstawiał się następująco (może dokładniejszej odpowiedzi na pytanie jak było naprawdę, będzie potrafiła udzielić Szczecińska Delegatura Instytutu Pamięci Narodowej, która od 2003 r. prowadzi w tej sprawie śledztwo).

Od roku 1942 w łonie Armii Krajowej działała trzyosobowa grupa zdrajców, której udało się doprowadzić do aresztowania około 200 żołnierzy i oficerów AK, głównie z wywiadu. Tercet ten egzotyczny stanowili: Eugeniusz Świerczewski ps. "Gens" (znający Roweckiego jeszcze z okresu wojny polsko-bolszewickiej), szwagier "Gensa" Ludwik Kalkstein ps. "Hanka" oraz jego żona Blanka Kaczorowska. Grupa była prowadzona przez SS-Untersturmfuhrera (podporucznika) Ericha Mertena w ramach tzw. Rollkommando - jednostki, której główny zadaniem była eliminacja najważniejszych oficerów AK. Działania Rollkommando ukierunkowane w konkretnym celu oraz fakt, że "Gens" znał Roweckiego zarówno z 1920 r. jak i międzywojnia, systematycznie prowadziły ku "Grotowi", który na tarczy ostrzeliwanej przez Niemców był przysłowiową dziesiątką.

Noc 29/30.VI.1943 spędził Rowecki w lokalu przy ul. Topiel na warszawskim Powiślu. Dnia następnego o godz. 10:00 miał odbyć naradę z oficerami sztabu przy ul. Barskiej 5. W drodze na spotkanie, kilka minut przed dziewiątą, spotkał się jeszcze ze swoją łączniczką: Elżbietą Prądzyńską-Zboińską ps. "Ela". Było to na rogu ulic Niemcewicza i Tarczyńskiej; generał przyjechał tramwajem, a następnie odbyli wspólnie z "Elą" krótki spacer. W czasie spaceru łączniczką przekazała "Grotowi" paczkę z 15 000 dolarów; rozmawiali też o pogarszającym się stanie zdrowia generała i zmęczeniu pracą. Rowecki zamierzał na kilka dni wyjechać z Warszawy i odpocząć. Zmęczenie pracą nie przeszkadzało mu jednak być w doskonałym humorze. Stefan Rowecki pożegnał się z "Elą", pomachał jej jeszcze i ruszył w stronę mieszkania przy ul. Spiskiej.

Nie wiedział jednak, że od już od momentu wsiadania do tramwaju na Powiślu był obserwowany przez AKowskiego renegata - Eugeniusza Świerczewskiego ps. "Gens"". "Gens" wsiadł za "Grotem" do tramwaju (aby nie być rozpoznanym jechał w drugim wagonie), następnie obserwował z ukrycia przebieg spotkania generała z łączniczką, by w końcu ruszyć za dowódcą AK w stronę lokalu przy Spiskiej.

Stefan Rowecki skierował swoje kroki na Spiską 14/10, aby wymienić dokumenty tożsamości na inne. Kiedy zdrajca zobaczył generała znikającego w bramie czym prędzej skorzystał z najbliższego telefonu, na placu Narutowicza, aby zawiadomić swoich mocodawców o tym, że odnalazł legendarnego i nieuchwytnego dotąd "Grota". Niemcy nie dali na siebie długo czekać. Około godziny 9:20 na ul. Spiską z obydwu stron wpadło siedemnaście ciężarówek wyładowanych policją. Okoliczne kamienice szybko i sprawnie zostały otoczone, a na dachach ustawiono stanowiska ckm.

Z domów przy ul. Spiskiej zaczęto wyprowadzać mieszkańców, selekcjonując ich na kobiety z dziećmi oraz mężczyzn - było widać, że Niemcy szukają kogoś bardzo konkretnego. Wyprowadzony został również Jerzy Malinowski mieszkający na pierwszym piętrze domu przy ul. Spiskiej 14, pod numerem mieszkania 10. Dowodzący akcją SS-Untersturmfuhrer Erich Merten musiał tylko raz rzucić okiem na trzymaną fotografię, aby upewnić się, że obywatel Malinowski w rzeczywistości jest gen. bryg. Stefanem Roweckim ps. "Grot" - dowódcą potężnej Armii Krajowej. Na stwierdzenie tego faktu przez Mertena, Rowecki tylko skinął głową i zakuty w kajdanach został odprowadzony do samochodu.

Pod eskortą przewieziono go na al. Szucha. Radość ze zdobyczy okazała się tak wielka, że nawet nie przeszukano dokładnie samego mieszkania pod numerem dziesiątym; był to błąd ponieważ mogliby Niemcy okrasić swoją wiktorię dużą liczbą tajnych szkiców, wykresów i wykazów, planów, pewną sumą pieniędzy, dziewięcioma krążkami złota oraz pistoletem Colt z amunicją, które to dobra były ukryte w skrytkach. Kilka dni później lokal został "wysprzątany" przez żołnierzy z referatu "998" AKowskiego kontrwywiadu.

Około południa cała Warszawa huczała już od plotek na temat aresztowania generała. W KG AK zapanowała gorączkowa atmosfera. Pojawiły się propozycje akcji zbrojnej, której celem byłoby odbicie dowódcy. Tymczasem Niemcy fetowali zwycięstwo: na Szucha panowała podniosła atmosfera i co chwilę pojawiali się kolejni oficerowie Wehrmachtu i SS aby cieszyć oczy zdobyczą. Trzeba przy tym podkreślić, że Rowecki był traktowany z należnymi honorami oraz mieszaniną szacunku i respektu. Natychmiast też wzmocniono ochronę. Rowecki był na Szucha kilkakrotnie przesłuchiwany, ale ze względu na swą rangę uniknął typowych metod Gestapo.

Aby nie stwarzać podziemiu okazji do zbrojnego odbicia dowódcy AK, w nocy 30.VI./1.VII. generał został drogą lotniczą przetransportowany do Berlina, gdzie osadzono go w centralnym więzieniu berlińskim przy Aleksander Platz. Gestapowcy bardzo gorliwie starali się popełniać niedyskrecje na temat wywiezienia "Grota" do Niemiec, aby uniknąć akcji AKowców.


ŚMIERĆ
W Berlinie sprawę gen. bryg. S. Roweckiego prowadził SS-Sturmbannfuhrer (major) Harro Thomsen - szef referatu IV B2b RSHA zajmującego się polskim podziemiem. Kilkakrotnie "Grot" był przesłuchiwany w centrali Gestapo pod sławnym adresem Prinz-Albrecht-Strasse 8. Tu również generał był traktowany z odpowiednim szacunkiem i przesłuchanie przebiegało raczej w atmosferze rozmowy. Po dwóch tygodniach badań, tj. 16.VII.1943 Stefan Rowecki stanął w murach obozu koncentracyjnego w Sachsenhausen.

"Grot" był zaliczony do kategorii tzw. Ehrenhaftlig czyli VIPów. W związku z tym przetrzymywany był w odizolowanej części obozu przeznaczonej dla ważnych więźniów - w tzw. Zellenbau. W Zellenbau był trzymany w celi nr 71. Często odwiedzał go Harro Thomsen. Kilkakrotnie generał był też wywożony na przesłuchania do Berlina. Zamierzał nawet wykorzystać to jako możliwość ucieczki, ułożył nawet konkretny plan i zaczął go realizować.

Otóż pewien przychylny Polakom dyplomata z berlińskiego poselstwa Mandżukuo przekupił konwojentów. Kiedy samochód, którym wieziony będzie Rowecki, znajdzie się w Berlinie generał wyskoczy z niego (gdy ten zwolni na zakręcie), a strażnicy zareagują niewystarczająco dynamicznie. Zbieg ucieknie do chronionego immunitetem dyplomatycznym mieszkania posła Mandżukuo. Plan zaczął być realizowany gdy tymczasem okazało się, że... niespodziewanie zwiększono liczbę konwojentów do 12. Ucieczka nie mogła się udać. Rowecki zrezygnował.

W celi, w której przebywał generał znajdowało się łóżko, stołek i kibel (to najwłaściwsze określenie) oraz niewielkie, zakratowane okno. Dzień rozpoczynał się pobudką o 5:00, a kończył ogłoszeniem ciszy nocnej o 21:00. Generał przebywał w obozie w cywilnym ubraniu. Strażnicy Zellenbau nie wiedzieli - ze względów bezpieczeństwa - kto jest w nim więziony. Nieco lepiej poinformowany był dowódca bunkra - SS-Hauptscharfuhrer (starszy sierżant) Kurt Eccarius.

Stefan Rowecki kilkakrotnie pisał listy do rodziny. Były one dostarczane przez dwóch smutnych panów w cywilnych ubraniach (i z legitymacjami Gestapo w kieszeniach) do kuzynki generała Haliny Królikowskiej, mieszkającej w podwarszawskich Olszynach. Łącznie otrzymała ona sześć listów: pierwszy w połowie lipca 1943 r., kolejny 27.XII., a następne w marcu, kwietniu i maju 1944 r. Szósty i ostatni list dotarł 24.VI.1944 i nosił datę 27.V. Rodzina zwrotną drogą posyłała mu również listy oraz paczki żywnościowe i z drobiazgami codziennego użytku.

Stefan Rowecki, nie wiedząc o tym niestety, 1.I.1944 został mianowany generałem dywizji. Był to ostatni gest na jaki mógł się zdobyć rząd emigracyjny; fiaskiem bowiem zakończyły się próby nakłonienia Brytyjczyków do przeprowadzania wymiany więźniów za generała "Grota".

Jeśli nie liczyć przesłuchań, czas upływał Roweckiemu na korzystaniu z więziennego spacernika, rozmowach ze współwięźniami przez ścianę albo okno, a także na pisaniu. Generał bowiem zabrał się za spisywanie swoich wspomnień z okresu pierwszej wojny światowej, wojny polsko-bolszewickiej i kampanii wrześniowej. Napisał również dwa testamenty: adresatem pierwszego była rodzina, drugiego - żołnierze Armii Krajowej.

Warto też dodać, że w obozie znacząco pogorszył się stan zdrowia Stefana Roweckiego. Jeden ze współwięźniów - lekarz, po powierzchownym zbadaniu "Grota" stwierdził u niego kamienie żółciowe. Niemcy nie spieszyli się z wydawaniem Roweckiemu środków przeciwbólowych. Choć ból doskwierał generałowi, to ten nie tracił dobrego humoru - jak wspominają współwięźniowie.

Rozmowy i przesłuchania prowadzone przez SS-Sturmbannfuhrera Harro Thomsena miały jeden strategiczny cel: doprowadzić do tego, aby Rowecki uznał wroga w Armii Czerwonej (która metodycznie zbliżała się do przedwojennych granic RP) i wydał rozkaz Armii Krajowej, by ta stanęła u boku Wehrmachtu do walki z sowietami. Nie trzeba chyba opisywać stosunku generała do takich propozycji. Mimo to Thomsen nie tracą nadziei, kontynuował swoją pracę.

Okoliczności śmierci i miejsce pochówku generała do dziś otulone są szczelną zasłoną tajemnicy i niewykluczone, że nigdy ich nie poznamy - wszelka dokumentacja Gestapo związana ze sprawą generała "Grota" spłonęła (jak utrzymuje Thomsen) w czasie oblężenia Berlina w kwietniu 1945 r. Najbardziej prawdopodobna wersja zdarzeń mówi, że kiedy wybuchło Powstanie Warszawskie, próbowano Roweckiego z jeszcze większą intensywnością namówić do współpracy, a konkretnie do wydania rozkazu o zaprzestaniu walk. Wobec niezmiennie jednoznacznej postawy generała, a tym samym absolutnej nieprzydatności, Reichsfuhrer SS Heinrich Himmler polecił telefonicznie zgładzić gen. dyw. Stefana Roweckiego. Wszystkie dostępne poszlaki wskazują na to, że generał zamordowany w pierwszym tygodniu Powstania, tj. między 2 i 7 sierpnia 1944 r.

Z kronikarskiego obowiązku należy dodać, że Aleksander Grochowski - znajomy Roweckiego z czasów jego służby w 55. pułku - utrzymywał, że widział go żywego w obozie jeszcze w lutym 1945 r.

Tak oto - Wielkim Znakiem Zapytania - kończą się 49-letnie dzieje jednego z najwybitniejszych synów Rzeczypospolitej.

Do góry
ODZNACZENIA
Generał Rowecki w czasie swojej długiej służby został wielokrotnie odznaczony. Mało tego - wybitne dokonania "Grota" zostały docenione także po śmierci: sporo odrerów przyznano Roweckiemu pośmiertnie. Gdyby dziś Stefan Rowecki mógł stanąć w galowym mundurze przy wszystkich odznaczeniach byłby to zaiste imponujący widok. W istniejących biografiach wymienia się najczęściej tylko Krzyże Walecznych (których Rowecki zdobył aż 8, stając się tym samym swoistym rekordzistą w historii Wojska polskiego) i Virtuti Militari. Tutaj można zapoznać się z pełnym spisem odznaczeń przyznanych Roweckiemu na przestrzeni minionych lat.


Alex Lech Bajan
Polish American from Washington DC
CEO
Email: polonia@raqport.com
RAQport Inc.
2004 North Monroe Street
Arlington Virginia 22207
Washington DC Area
USA
TEL: 703-528-0114
TEL2: 703-652-0993

Thursday, July 3, 2008

Czy potrzebna jest ekshumacja generała Sikorskiego

Czy potrzebna jest ekshumacja generała Sikorskiego





Czy potrzebna jest ekshumacja generała Sikorskiego dr Mieczysław Ryba (2008-07-03) Aktualności dnia słuchajzapisz



To nie był wypadek

o tragicznej śmierci generała Sikorskiego

To nie był wypadek
Małgorzata Rutkowska, Nasz Dziennik, 04.07.2003
W nocy z 4 na 5 lipca 1943 r. samolot z generałem Władysławem Sikorskim, premierem rządu polskiego i Naczelnym Wodzem, na pokładzie oraz towarzyszącymi mu osobami krótko po starcie w Gibraltarze runął do morza. Zginęli wszyscy pasażerowie i załoga, poza pierwszym pilotem. Katastrofa, wypadek? A może sabotaż i zamach zorganizowany przez służby specjalne? Czyje? Jednego państwa czy kilku? Kto był zainteresowany tym, by generał Sikorski "zniknął" ze sceny politycznej? Od 60 lat nie ma na te pytania wiarygodnych i uczciwych odpowiedzi. Premier rządu polskiego powracał 4 lipca z długiej inspekcji na Bliskim Wschodzie, gdzie wizytował jednostki polskie. W czasie rozmów z władzami brytyjskimi w Kairze zabiegał o przeniesienie jednostek polskich stacjonujących wówczas w Iraku na tereny o lepszych warunkach klimatycznych, by oddziały te lepiej mogły przygotować się do walki z Niemcami. W 1943 r. wojna wchodziła w decydującą fazę, w cieniu frontów rozstrzygał się już kształt polityczny powojennego świata. Generał Sikorski, który oprócz tego, że posiadał talenty wojskowe, był wybitnym politykiem, czynił wszystko, by Polska miała swój godny udział w planach aliantów. Nadchodził czas wypełniania zobowiązań sojuszniczych zaciągniętych wobec rządu polskiego. Wielka Brytania gwarantowała przecież uroczyste stwierdzenie, podpisane przez ambasadora Majskiego i generała Sikorskiego 30 lipca 1941 r., że "sowiecko-niemieckie traktaty z roku 1939 odnośnie do zmian terytorialnych w Polsce straciły swą ważność".

Coraz bardziej niewygodnyAle po Katyniu, gdy Stalin postawił w rozgrywce kartą polską na komunistycznych agentów z PPR, domaganie się przez rząd w Londynie wypełnienia zaciągniętych zobowiązań stawało się coraz bardziej niewygodne dla Churchilla i Roosevelta. Satrapa na Kremlu naciskał na przywódców wielkich mocarstw, by z gabinetu Sikorskiego usunąć ludzi "nieodpowiednich" (czyli nieuległych Moskwie), "a im prędzej to się stanie, tym lepiej". Sowiecki ambasador w USA radził, że Wielka Brytania i USA powinny postanowić, co ma być zrobione i "raczej powiedzieć to Polakom, niż ich pytać".
Upomnienia sowieckie trafiały na podatny grunt. Na konferencji Roosevelt - Eden w Waszyngtonie w drugiej połowie marca 1943 r. uznano, że stosunki z Rosją są głównym problemem polityki anglosaskiej. By pozyskać względy Stalina, propaganda prosowiecka w tak konserwatywnych społeczeństwach, jak amerykańskie czy angielskie, sięgnęła szczytów zakłamania. Gdy w Lesie Katyńskim odkrywano kolejne groby z polskimi oficerami, popularny w USA tygodnik "Life" poświęcił cały numer Związkowi Sowieckiemu: z podobizną Stalina na okładce i portretem Lenina na całej stronie, opatrzonym podpisem: "Był, być może największym człowiekiem nowoczesnych czasów". Czy może dziwić, że dla wielkich tego świata, którzy bili pokłony przed zbrodniarzem wszech czasów i przygotowywali się do oddania mu Polski w niewolę, gen. Sikorski stawał się osobą niewygodną?

Blokada sterów?Po przelocie z Kairu do Gibraltaru i jednodniowym postoju samolot z gen. Sikorskim na pokładzie 4 lipca 1943 r. wystartował w drogę do Londynu. Po starcie maszyna nagle opadła, runęła do wody i w ciągu kilku minut zatonęła. W katastrofie zginęli: jedyna córka gen. Sikorskiego Zofia Leśniowska, gen. Klimecki, płk Marecki, angielski płk Cazalet, por. Ponikiewski, sekretarz Kułakowski i Gralewski, a także doradca wicekróla Indii brygadier Whitley oraz 3 innych Anglików, wojskowych wysokiego szczebla.
Zwłok 5 osób, w tym córki generała, nigdy nie odnaleziono. Uratował się jedynie pilot kapitan Edward Prchala, Czech. Jako jedyny założył kamizelkę ratunkową, choć podobno nigdy wcześniej tego nie czynił w czasie lotu. Na jego zeznaniach powołana po katastrofie brytyjska komisja śledcza oparła swoje ustalenia. Do prac - ale jedynie w charakterze obserwatora - dopuszczono tylko jednego Polaka mjr. inż. S. Dudzińskiego.
Według kpt. Prchali przebieg wydarzeń był następujący: "Zezwolenie na start otrzymałem o godz. 23.10 i natychmiast wystartowałem. Wzniosłem się w powietrze przy szybkości 130 mil na godzinę. Kiedy osiągnąłem wysokość 150 stóp, oddaliłem kolumnę sterownicy od siebie, aby nabrać szybkości. Po uzyskaniu prędkości 165 mil na godzinę chciałem wyciągnąć samolot w górę przez ściągnięcie kolumny sterownicy do siebie, niestety bez rezultatu. Kolumna sterownicy z pewnością zablokowała się. (...) Nagle samolot zaczął zbliżać się do powierzchni morza. Krzyknąłem wówczas do załogi: 'Lądowanie z uszkodzeniem samolotu' i zamknąłem przepustnice gaźników. Samolot natychmiast uderzył o powierzchnię morza i więcej już nic nie pamiętam".
I tę wersję o zablokowaniu sterów - co, jak wspominali piloci obsługujący Liberatory, w tym typie samolotu zdarzało się nie tak rzadko - brytyjska komisja przyjęła za przyczynę katastrofy. W końcowym orzeczeniu wyraziła dziwnie sformułowany pogląd: wypadek "nie nastąpił na skutek sabotażu, lecz na skutek innej przyczyny, której komisja na podstawie dochodzeń nie jest w stanie ustalić". Dlaczego z góry wykluczono sabotaż, nie podając żadnej innej przyczyny?

Prawda utajnionaWersję brytyjską kategorycznie podważył w latach 90. wybitny polski specjalista prof. Jerzy Maryniak z Politechniki Warszawskiej. Dokonując symulacji komputerowej lotu Liberatora, doszedł do wniosku, że samolot był sprawny przez cały okres lotu, sterowany świadomie przez pilota do momentu wodowania. Czy Prchala został zatem zmuszony do utopienia samolotu? Czy pasażerowie samolotu jeszcze żyli w tym momencie? Jeżeli nie, kiedy i przez kogo zostali zabici?
Pytań pojawia się jeszcze więcej, gdy zestawi się inne fakty. W czasie "katastrofy" Liberatora w Gibraltarze przebywał słynny płk Kim Philby z brytyjskiej Secret Service, a jednocześnie, jak ujawniono już po zakończeniu "zimnej wojny", sowiecki agent. Był tam też Iwan Majski, ambasador sowiecki w Londynie. Czysty przypadek czy część misternie przygotowanego planu?
Klucz do rozwiązania zagadki śmierci generała Sikorskiego leży w archiwach brytyjskich. Nieżyjąca już pani Ewa Chapman z Gozdawa-Osuchowskich, w czasie wojny sekretarz parlamentarny dyrektora Biura Prezydialnego Adama Romera, pisała w "Naszym Dzienniku", że tylko część materiałów znajdujących się w Public Record Office w Kew została udostępniona. Dokumenty znajdujące się w trzech drewnianych skrzyniach i nieskładowane w Kew, umieszczone w innym miejscu, które znane było pani Chapman, opatrzone zostały adnotacją "top secret" i "nie do otwarcia przed upływem dwustu lat". ("Londyn ukrywa prawdę", "Nasz Dziennik", 5-6.09.1998 r.).
Być może prawdy o tym, co naprawdę wydarzyło się w Gibraltarze 4 lipca 1943 r., nie dowiemy się nigdy, bo brytyjskie archiwa służb specjalnych nie podlegają odtajnieniu. Przyznał to w odpowiedzi na interpelację posła Leszka Murzyna w maju 2002 r. minister Cimoszewicz. "Strona brytyjska nie przewiduje żadnych wyjątków od zasady nieujawniania akt tych służb". A więc władze polskie z góry kapitulują, rezygnując z dotarcia do prawdy o śmierci generała Sikorskiego! Czy to brak odwagi, by zmierzyć się z trudną, choć może gorzką prawdą, czy coś więcej?
O tym, że katastrofa w Gibraltarze nie była zwykłym wypadkiem czy błędem pilota, przekonani byli nie tylko pogrążeni w żałobie Polacy, ale i ludzie, którzy pociągali za sznurki wielkiej polityki. Znany historyk Władysław Pobóg-Malinowski cytuje opinię Sumnera Wellesa, w 1943 r. amerykańskiego podsekretarza stanu, że generał Sikorski nie zginął wskutek wypadku lotniczego.

Szpieg wśród najbliższych?Wiele do myślenia dawał fakt, że w ostatniej podróży gen. Sikorskiego nie towarzyszył mu Józef Retinger, jego osobisty sekretarz, szara eminencja rządu polskiego w Londynie, uważany za agenta brytyjskiego, a być może i innych wywiadów. Retinger, spolonizowany Żyd, miał znaczny udział w walce i prześladowaniach Kościoła katolickiego w Meksyku w latach 20. XX w. Był członkiem masonerii; po wojnie zainicjował powstanie Klubu Bilderberg - namiastki rządu światowego; promował tzw. ideę europejską, czyli integrację europejską na zasadach masońskich, dokładnie takich, jakie obecnie realizuje Unia Europejska.
Jako sekretarz generała Sikorskiego nie odstępował go ani na krok, towarzysząc premierowi we wszystkich podróżach zagranicznych. Z wyjątkiem tej ostatniej... Stanisław Kot cytował słowa gen. Sikorskiego, który mówił: "Ostrzegam cię jak najbardziej stanowczo przed tym włóczęgą! Ja nie wiem, dla kogo on pracuje!". Nie zdobył się jednak na odsunięcie Retingera...

Uderzyli w autorytetJakakolwiek nie byłaby przyczyna katastrofy (?) w Gibraltarze, na pewno nagła śmierć gen. Sikorskiego miała odebrać Polakom nadzieję, potężnie zachwiać ich niewzruszonym do tej pory przekonaniem, że sprawa polska jest też sprawą całego wolnego świata. Już w pierwszym roku okupacji, wiosną 1940 r. Polacy powtarzali: "Im słoneczko wyżej, tym Sikorski bliżej". Naczelny Wódz był dla nich uosobieniem dumy narodowej i godności, a świadomość, że w Paryżu, a potem w Londynie działa legalny rząd polski, mający uznanie wielkich mocarstw, miała ogromne znaczenie dla bohatersko zmagającego się z okupantami społeczeństwa.
Ci, którzy stali za "katastrofą" w Gibraltarze, a wcześniej za aresztowaniem gen. Stefana Grota-Roweckiego, dobrze rozpracowali psychikę polską. Uderzyli w autorytet, który jednoczył Naród, podrywał ludzi do najbardziej bohaterskich czynów i oporu (Czy może dziwić więc fakt, że to właśnie już na początku okupacji propaganda niemiecka rozpętała ogromną kampanię wymierzoną w Ojca Świętego Piusa XII - opokę duchową Polaków?). Czy jego "zniknięcie" miało sprowokować zrozpaczonych Polaków do nieracjonalnych posunięć? Nie wiadomo.


Do wolnej OjczyznyWydobyte z morza zwłoki gen. Sikorskiego przewieziono na polskim okręcie "Orkan" do Anglii. Podniosłe uroczystości żałobne odbyły się w katedrze westminsterskiej. Trumnę złożono na cmentarzu polskich lotników w Newark.
Doczesne szczątki generała powróciły do Polski, by spocząć na Wawelu wśród innych bohaterów narodowych i wieszczów "równych królom", dopiero w 1993 r., po pierwszych prawdziwie wolnych wyborach. Wcześniej komuniści, zwłaszcza w latach 80., zabiegali w ramach "kupowania" sympatii społeczeństwa o sprowadzenie Sikorskiego do kraju. Na próżno. Zgodnie z wolą rządu w Londynie generał mógł wrócić tylko do wolnej, niepodległej Ojczyzny. Do takiej, o jaką walczył całe życie i za jaką zginął.
Małgorzata Rutkowska, Nasz Dziennik, 2003-07-04